"Zachłanne po miłość" autorstwa Sławomira Kopra to nietuzinkowa pozycja opowiadająca o kobietach o nieprzeciętnym intelekcie, talencie i urodzie. Kobiety niepokorne, które rzucały wyzwanie konwenansom, szukając własnej drogi kariery i osobistego szczęścia. Dzięki temu u schyłku swoich dni mogły powiedzieć, że niczego nie żałują, bo przez życie szły niezwykle intensywnie i poznały je w każdym możliwym aspekcie. Zapisały się historii kina, telewizji i estrady, jak też w zbiorowej pamięci jako kolorowe ptaki zgrzebnego PRLu. Co ciekawe, Sławomir Koper, sięgając do publikacji i materiałów archiwalnych, ale też dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej i wypowiedzi wybitnych przedstawicieli epoki, kreśli losy zawodowe bohaterek, a równocześnie podgląda ich życie prywatne.
Zobacz również: HIT promocje w Rossmannie na Boże Narodzenie 2020. Najlepszy kosmetyk roku taniej o blisko połowę
Niektórzy sięgną po „Zachłanne na miłość”, by poznać nieznane fakty z życia ulubionych bohaterek. Inni zatoną w czasach, które przeminęły. Dla jeszcze innych książka Sławomira Kopra będzie sentymentalną podróżą do lat młodości, kiedy Elżbieta Czyżewska zachwycała w „Żonie dla Australijczyka”, Jeremi Przybora pisał dla Kaliny Jędrusik piosenkę „Nie odchodź”, w Opolu śpiewano szlagier Agnieszki Osieckiej „ Na całych jeziorach – ty”, a Małgorzata Braunek wcielała się w rolę Oleńki w „Potopie” czy Izabeli Łęckiej z serialu Lalka.
Chcesz kupić książkę "Zachłanne po miłość"? Kliknij TUTAJ
"Zachłanne na życie" Sławomir Koper
FRAGMENT
Podczas pobytu u Ewy Lejman w Orłowie poznała ostatniego mężczyznę swojego życia. Był nim niemiecki reżyser, aktor i pieśniarz André Hübner-Ochodlo. Zasłynął jako popularyzator kultury jidysz, a w 1989 roku założył w Sopocie teatr Atelier. Fascynowały go problemy przenikania się kultur, bliskie
(ze względu na pochodzenie ojca) również Osieckiej. Ponadto okazało się, że oboje wysoko cenią twórczość Isaaca Singera. Spotkała oddanego sobie człowieka – kontynuowała Lejman. – Narodziła się pomiędzy nimi wzruszająca zażyłość. Była wprost rozczulona młodzieńczymi żartami Andrzejka,
jak go nazywała. Pochwalała jego twórcze wybory, podziwiała niezwykłe zorganizowanie”.
Osiecka promowała sopocką scenę, świadomie użyczała swojego nazwiska, godzinami przesiadywała w teatrze, czuła się szczęśliwa w gronie ludzi młodszych od niej o całe pokolenie. Pomagała w garderobie, przewoziła swoim samochodem rzeczy dla teatru, z USA przyleciała z „dwiema walizami pełnymi
rekwizytów”. Kupiła również sprzęt nagłaśniający, bez jej wsparcia scena zapewne by nie przetrwała.
„Torowała nam drogę do sponsorów – wspominał Ochodlo – często sama nas sponsorowała, po prostu dofinansowywała teatr, który dzięki niej mógł pokonywać trudności. Była współtwórczynią naszego teatru. Rozdawała nam całą siebie”.
André Hübner-Ochodlo był młodszy od Agnieszki o 27 lat, co nie przeszkadzało im w gorącej przyjaźni i możliwe, że w czymś więcej. Nie mogli żyć bez siebie, rozmawiali bez końca, a gdy byli oddaleni, co wieczór rozmawiali telefonicznie aż do zaśnięcia któregoś z nich.
„No i jeszcze ten André – zauważyła Magda Czapińska. – Chyba prezent od Boga na jesień życia. Jeden z niewielu mężczyzn, który darzył ją bezinteresowną przyjaźnią. Ona przy nim znowu rozkwitła. To chyba nie był ktoś, kto przyczepił się do »słynnej Osieckiej«. Zapytałam kiedyś Magdę Umer: – Czy on jest dla niej dobry?
– Tak, on JEST dla niej dobry – powiedziała”.