Życie pana Janusza miesiąc temu zmieniło się w horror. Wystarczył moment nieuwagi i jego samochód wylądował na drzewie. Nikt nie dawał mu najmniejszej szansy na przeżycie, ale pan Janusz jest ulepiony z twardej gliny.
W wypadku stracił nogę, a jego twarz zamieniła się w miazgę. Przy życiu trzymała go jednak myśl o ukochanym synku i żonie. Dla nich wrócił do świata żywych.
- Bez operacji pan Janusz przypominałby frankensteina, a nie siebie sprzed wypadku - mówi dr Anna Bromirska-Małyszko.
Olsztyńscy chirurdzy ponad siedem godzin operowali zmasakrowaną twarz Janusza Grodeckiego. Składali kość po kości i łatali dziury dokładnie tak, jak układa się puzzle. Zmęczeni, ale zadowoleni z efektu w końcu odeszli od stołu operacyjnego.
- Przywróciliśmy panu Januszowi jego twarz. Teraz będzie potrzebował długiej opieki i rekonwalescencji - powiedziała nam zmęczona, ale radosna dr Anna Bromirska-Małyszko.
Pan Janusz jeszcze nie może mówić, więc nie podziękował chirurgom. Zrobiła to jego żona.
- To wspaniali lekarze - mówi Anna Chajduk (26 l.). Pani Ania razem z synem czeka na powrót Janusza do domu. Dzielna kobieta postanowiła, że poruszy niebo i ziemię, żeby tylko pomóc mężowi całkiem wrócić do zdrowia.
- Jestem gotowa żebrać wszędzie, gdzie to możliwe. Nie mam pieniędzy na dalsze leczenie Janusza, ale mam nadzieję, że znajdą się ludzie, którzy nam pomogą - mówi pani Ania.