Żeby podbić świat i zmienić go na swoją modłę, Adolf Hitler chciał skonstruować całkiem nową broń. Pogłoski o najdziwaczniejszych jej rodzajach "Wunderwaffe" krążą po świecie jeszcze od czasów II wojny światowej. Niektóre z tych wynalazków są naprawdę nie z tej Ziemi...
Nazistowskie UFO w Polsce
Skąd wzięły się doniesienia o nazistowskim UFO? Wszystko zaczęło się jeszcze w czasie wojny, gdy wojska aliantów donosiły o tajemniczych świetlistych obiektach na niebie. Nazywali je "foo fighters". Może było to jakieś zjawisko przyrodnicze, a może tajna broń nazistów? Po wojnie zaczęły pojawiać się bardziej konkretne doniesienia na temat niemieckiego UFO. W 1950 roku włoski inżynier Giuseppe Belluzzo, dawny minister w rządzie Mussoliniego, napisał artykuł o latających dyskach testowanych przez III Rzeszę. Z kolei Amerykanie znaleźli w bunkrze w Ohrdruf dokumenty, z których wynika, że tajna broń z napędem antygrawitacyjnym była testowana... w Polsce, m.in. w rejonie Katowic i Gór Sowich. Według jednej z dziwniejszych teorii o spodkach przed kapitulacją Rzeszy zostały one wywiezione na Antarktydę lub do Argentyny. W niektórych wersjach sam Hitler wcale nie umarł w 1945 roku, tylko uciekł w któreś z tych miejsc. Stąd tyle obserwacji latających spodków już po zakończeniu wojny.
Armia psów filozofów
Hitler pracował nie tylko nad własnym UFO, ale i nad armią gadających psów. Jak ujawnił historyk Jan Bondeson z Uniwersytetu w Cardiff, jeszcze w latach 20. w Niemczech powstawały teorie o tym, że psia inteligencja dorównuje ludzkiej. Członkowie NSDAP uznali psy za przydatne dla swoich celów. Od początku lat 30. pod Hanowerem trwały szkolenia dla kwiatu niemieckich czworonogów w Szkole Mówienia dla Zwierząt, czyli Tier-Sprechschule. Najzdolniejszy uczeń, terier Rolf, miał nawet wyrazić chęć wstąpienia w szeregi niemieckiej armii, inny płynnie wypowiadał słowa "Mein Führer". Psy miały w zamyśle Hitlera po odpowiednim treningu tworzyć poezję i rozumieć koncepcje religijne i filozoficzne, a potem telepatycznie rozprawiać o nich ze swoimi panami.
Mordercze lustro atakuje z kosmosu
Ambicje Hitlera sięgały stratosfery. Chciał skonstruować broń, która mogłaby zabijać wrogów Rzeszy z kosmosu. Nazistowscy naukowcy stwierdzili, że najlepszym rozwiązaniem będzie wysłanie w stratosferę gigantycznego lustra. Na wysokości 36 kilometrów koncentrowałoby promienie słoneczne, a sterowane z Ziemi, wysyłałoby następnie taką morderczą wiązkę w kierunku terenów zajętych przez wroga, paląc wszystko na swojej drodze. Zniszczone przez lustro gigant obszary miały być następnie kolonizowane przez rasę panów. Autorem tego pomysłu był inżynier Hermann Oberth. Artykuł ujawniający kosmiczne plany Führera ukazał się w 1945 roku w magazynie "Life".
Hitler na haju
Co zrobić, żeby więźniowie nie kłamali i przyznawali się podczas przesłuchań do wszystkiego? Trzeba wynaleźć serum prawdy. Jak można przeczytać w amerykańskim opracowaniu "The Complete Social History of LSD", naziści postanowili użyć do tego celu między innymi... meskaliny. Ten specyfik z meksykańskiego kaktusa jest wywołującym silne omamy narkotykiem. Eksperymentował z nim między innymi Stanisław Ignacy Witkiewicz, a z jego relacji wynika, że to, co widzi się pod wpływem meskaliny, może utrudniać mówienie prawdy. W "Narkotykach" opisywał, jak po zażyciu peyotlu widział "czarno-zielone łby bawołów", z których "wyrastają powoli ogromne nogi żabie", lub też "barana z nosem flaminga, ze zwieszającym się różowym flaczkiem". Jednak Adolf Hitler był najwyraźniej innego zdania, choć podobno sam miewał do czynienia z peyotlem. Wynalazek miał przejść fazę testów na więźniach, jednak bez powodzenia. Nazistowskie serum prawdy zostało wyśmiane w serialu "Allo! Allo!". Herr Flick faszeruje tam specyfikiem Madame Edith i pyta ją o wiek. Żona Renée odpowiada, że ma prawie 27 lat, na co Herr Flick zauważa: "Znowu trefny towar". To bynajmniej nie koniec szalonych wynalazków Hitlera. Można by wymieniać je bez końca. Przecież podobno były jeszcze mordercze kiełbasy, którymi naziści mieli mordować wrogów, wehikuł czasu w kształcie dzwonu czy zmutowane krowy, jakie według "The Independent" do dziś grasują w Kornwalii po próbach przywrócenia do życia tura.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail