Dobry wąż
Zioną ogniem, połykają dziewice i wszystko tratują - taki wizerunek rodzimych smoków przetrwał do naszych czasów. Tymczasem to wizerunek krzywdzący! W mitologii słowiańskiej występował tak zwany prasłowiański żmij i był on przeważnie przedstawiany jako postać pozytywna. Opiekował się ludźmi, pilnował ich upraw i stawów, a gdy w okolicy pojawiał się jakiś mniej przyjaźnie nastawiony smok, staczał z nim zwycięską walkę. Żmije miewały nawet... romanse z kobietami, a ze związków tych przychodzili na świat mężni wojowie, broniący słowiańskich ziem przed wszelkimi najazdami. Na częściowo polskich Łużycach żmije aż do przesady stały murem za lokalnymi gospodarzami. By niczego im nie brakowało, kradły innym chłopom żyto, pieniądze lub mleko i zanosiły swoim. Zwano je więc odpowiednio żmijami żytnimi, pieniężnymi i mlecznymi.
Ryba z twarzą biskupa
W XVI wieku z polskiego morza wyłowiono zdumiewającego stwora. Według przekazu uczonego Konrada Gesnera było to skrzyżowanie pokrytej łuskami ryby z człowiekiem o dostojnym obliczu. Głowę tej istoty wieńczyło coś, co wyglądało całkiem jak biskupie nakrycie głowy, stąd zwierza nazwano biskupem morskim. Stwora zawieziono na dwór Zygmunta Starego i ugoszczono ze staropolską gościnnością, ale zmęczony ucztami biskup zaczął w końcu dawać władcy znaki, że chce już wracać do morza. Został tam przewieziony, a zanim zniknął pod wodą, pobłogosławił wszystkich znakiem krzyża.
Królis gryzie
Nieznane nauce stwory w XX i XXI wieku absolutnie w Polsce nie wyginęły. Szczególnie w sezonie ogórkowym rodzimych potworów wciąż przybywa. Dziś mało kto pamięta królisa, który w wakacje 1990 roku pojawił się w Puszczy Kampinoskiej. Stworzenie o ciele lisa i głowie królika grasowało w puszczańskich ostępach, a gdy miało zły humor, potrafiło przegryźć przewody w zaparkowanych nieopodal samochodach. Telewizja wyemitowała nawet krótki film przedstawiający to stworzenie i wywiady ze świadkami. Jak domyślali się wtedy ludzie, taki mutant powstał zapewne z powodu wybuchu w Czarnobylu.
Paskuda w zalewie
Polacy dorobili się też własnego potwora z Loch Ness. W latach 80. Polskie Radio podało szokującą wiadomość o dziwnej istocie żyjącej w wodach Zalewu Zegrzyńskiego pod Warszawą. Paskuda, bo tak dziennikarze ochrzcili zwierza, była wielką dżdżownicą z rozwartą szeroko paszczą. Była pożyteczna, bo wyjadała z wody ścieki. Do dziś trwają spory na temat tego, czy Paskuda zrodziła się w bogatej fantazji radiowców, czy w wodach pod Zegrzem.
Chupacabra w Polsce
Niektóre stwory przybywają do Polski z zagranicy. Tak było z chupacabrą. Pierwsze doniesienia o potworze wysysającym krew ze zwierząt gospodarskich, przypominającym skrzyżowanie kangura o czerwonych oczach ze smokiem, pochodzą z Ameryki Południowej i Środkowej. Niezwykle skoczna istota potrafi kicnąć nad wierzchołkiem wysokiego drzewa, a pokonanie ogrodzenia posesji i wyssanie krwi ze wszystkich kóz w gospodarstwie nie stanowi dla niej żadnego problemu. W końcu przeskoczyła ocean i znalazła się pod Radomiem w Puszczy Kozienickiej, gdzie na własne oczy ujrzało ją dwóch mężczyzn kradnących leśne drewno. Potem w okolicy znaleziono martwe kozy bez jednej kropli krwi.
To nie był koniec działalności najbardziej krwawego polskiego potwora naszych czasów. W 2009 roku w Kornelinie doszło do tajemniczej rzezi stada kóz. Świadkowie opowiadali o stworzeniu przypominającym sławną Chupę. Czymkolwiek było, wyssało dziesiątki litrów koziej krwi podczas jednej nocy. Doniesienia o polskiej chupacabrze pojawiały się też na Opolszczyźnie i w Hrubieszowie na Lubelszczyźnie. Niekiedy mieszkańcy winę za rzeź zrzucali na pumę, która mogła uciec z hodowli. Historia o pumie zaczęła wkrótce żyć własnym życiem. Egzotycznego stwora widywano w ciągu ostatnich kilku lat m.in. w Łódzkiem, Zachodniopomorskiem i na Dolnym Śląsku. W tym sezonie dziki kot pojawił się podobno pod Częstochową. Niewykluczone, że ten potwór jest prawdziwy, bo w 2009 roku obława na pumy, uznawane przez wielu za wymysł, zakończyła się odnalezieniem tych zwierząt i zastrzeleniem przez myśliwych. Okazało się, że uciekły z hodowli w Czechach. Kto wie, może w każdej z opowieści o polskich potworach jest jakieś ziarno prawdy?
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail