Operacja "Lew Morski" była planem B, na wypadek gdyby Brytyjczycy odrzucili niemiecką ofertę niemieszania się do wojny.
Opanować brytyjskie szlaki morskie
Zgodnie z zamysłem Niemców z powodu niedostatecznej ilości sprzętu, inwazję na Wielką Brytanię musiała poprzedzić wielka ofensywa powietrzna. Od 8 sierpnia do 30 października 1940 roku lotnictwo brytyjskie odpierało ataki hitlerowskich eskadr bombowców taktycznych.
Bitwa o Anglię miała być tylko wstępem, preludium do desantu morskiego na Wyspy Brytyjskie. Celem tych działań było zdominowanie przestrzeni powietrznej, zniszczenie lotnictwa i opanowanie brytyjskich szlaków morskich. Lew morski - Seelöwe - nie miał jednak okazji wbić kłów w brytyjski brzeg.
Zobacz też: Super Historia: Pożegnanie z Afryką
Pół godziny i z powrotem
Niemcy walczyli o Anglię tym, co mieli, a nie tym, co się do tego nadawało. Nie dysponowali ciężkimi bombowcami dalekiego zasięgu. Ich junkersy, hainkele i dorniery zawracały do bazy po półgodzinnych akcjach nad Wyspami. W trakcie operacji, w przeciwieństwie do poprzednich "wojen Hitlera" przygotowanej nie dość precyzyjnie, popełniono błędy. Skutkiem pierwszego bombardowania Londynu 24 sierpnia 1940 roku były przeprowadzone na rozkaz Churchilla odwetowe naloty RAF-u na Berlin. Bitwa o Anglię potoczyła się po nich całkiem inaczej niż w tym mieście zaplanowano. Niemcy błędnie założyli, że nic tak skutecznie nie skłoni Brytyjczyków do pokojowych rokowań, jak masowe mordowanie cywilów w nalotach dywanowych. Znad brytyjskich lotnisk i fabryk Luftwaffe przeniosła się więc nad miasta pełne ludzi. Niemieccy taktycy, w tym Hermann Wilhelm Göring, nie przewidzieli, że "naloty terrorystyczne na cele cywilne" skłonią USA do przystąpienia do wojny. W swojej chęci zalewania świata hitlerowcy stracili poczucie barbarzyństwa. Sprawdziły się przewidywania tych spośród ich strategów, którzy obawiali się sprowokowania ciosu zza Atlantyku.