Dysk zdziałał w okupowanej Polsce i powstaniu warszawskim więcej niż niejedna legendarna grupa chłopców z podziemia. Jednak w słowach uznania porównujących ich heroizm z czynem zbrojnym kolegów z AK zawsze pojawiają się przysłówki "niemal" i "prawie". A przecież te dzielne dziewczyny były od nich lepsze. Męska część bojowników jednak nie do końca ufała możliwościom batalionu dowodzonego przez babę.
Wyśledzić i zabić gestapowca
Baba, czyli porucznik Wanda Gertz
(ps. Lena), walczyła nie tylko z Niemcami. Od wczesnej młodości toczyła boje ze stereotypami mężczyzny żołnierza i kobiety sanitariuszki lub łączniczki. W czasach Polskiej Organizacji Wojskowej założonej przez Piłsudskiego Wanda marzyła o walce na froncie, ale mogła jedynie szyć chlebaki kolegom.
Historia konspiracyjnego kobiecego batalionu AK "Dysk" (Dywersja i Sabotaż Kobiet), który zorganizowała w 1942 roku, jest właściwie opowieścią o udowadnianiu przydatności w walce, nawet za cenę życia. Członkinie "Dysku" były wykwalifikowanymi żołnierkami, często po podchorążówce. Umiały kierować samochodem, wysadzić most, rozbroić minę, wyśledzić i zabić gestapowca. I tym właśnie się zajmowały.
Walka o Warszawę
Tuż przed powstaniem żołnierki z "Dysku" produkowały butelki zapalające. W godzinie zero ruszyły na wroga z pistoletami i karabinami maszynowymi. Walczyły na Woli, Starym Mieście i Czerniakowie. Straciły 11 z 42 towarzyszek broni, 9 z nich zostało rannych, w tym 5 ciężko. Te, które ocalały ze zdobytej przez Niemców Starówki, kanałami wyniosły swoje koleżanki do Śródmieścia. Po powstaniu trafiły do niewoli. Niektórym po demobilizacji udało się uciec z Warszawy z cywilami. "Lena" znalazła się w niemieckim obozie jenieckim. Po wojnie wyjechała do Londynu i nigdy już nie wróciła do Polski. Napisała, że "w kraju nie odbywa się odbudowa, a przebudowa na rosyjską przybudówkę".