W sierpniu, dla zrównoważenia amerykańskich wyrzutni w Turcji i Włoszech, Rosjanie zabrali się do budowy własnych - na Kubie. Prezydent Kennedy, na którego biurku 16 października wylądowały zdjęcia inwestycji zrobione przez zwiadowczy U-2, stwierdził, że "zostać trafionym rakietą wystrzeloną z innego kontynentu czy z odległości 90 mil to wszystko jedno". Wtedy też Rosjanie przerazili świat próbą z bombą wodorową, jakiej nikt dotąd nie widział, a amerykańscy generałowie zyskali argument za bombardowaniem. Komitet Wykonawczy Rady Bezpieczeństwa Narodowego, ExComm, w sprawie wyrzutni na Kubie krzyczał jednym głosem: ognia!, pozostawiając Rosjanom czas na demontaż do 29 października. Ale na tydzień przed tym terminem prezydent Kennedy w orędziu do narodu mówił jedynie o "kwarantannie" (blokadzie) wyspy. Za to Nikita Chruszczow, przywódca Związku Radzieckiego, nadal nadużywał określenia "zdegenerowany imperializm". Ludzkość na całym świecie straszono błyskawicznymi kursami na wypadek zagłady, uczącymi, jak z braku schronu osłonić się przed bombą atomową za pomocą biurka lub gazety. Tymczasem radzieckie okręty zmierzały w stronę gorącej wyspy, a armia amerykańska, która przeszła w stan najwyższej pokojowej gotowości, słała przeciw nim własne jednostki.
Rozluźnienie węzła
26 października 1962 roku Chrusz-czow nie wytrzymał napięcia i wyszedł z propozycją kompromisu: jeśli USA nie zaatakują Kuby, z kubańskich wyrzutni znikną rakiety. W zamian za ich usunięcie przywódca ZSRR oczekiwał likwidacji rakiet amerykańskich w Turcji. W chwili gdy w telegramie od Chruszczowa Kennedy czytał dyktowane rozsądkiem słowa o przeciąganiu liny, prowadzącym jedynie do zaciskania węzła, okręty amerykańskie i radzieckie, znajdujące się w odległości 500 mil morskich od siebie, wyłączały silniki. Ale nie był to koniec kryzysu.
Sobota, dzień idioty
27 października 1962 roku, w dniu nazwanym potem czarną sobotą, amerykański samolot U-2 samowolnie naruszył przestrzeń powietrzną ZSRR. "Czy ten sukinsyn, ten idiota, nie słyszał mojego orędzia?!" - wściekł się prezydent Kennedy na wieść o incydencie. Z równie gwałtowną dezaprobatą zareagował Chruszczow, kiedy doniesiono mu, że jacyś "mołodcy", obsługujący baterię rakiet SAM-2, zestrzelili nad Kubą amerykański samolot zwiadowczy. Obie strony uznały, że rozkazy do tych działań padły z góry, a ich celem jest wojna. Z tym większą ulgą Chruszczow odebrał przesłaną z Waszyngtonu oficjalną gwarancję nietykalności Kuby - w zamian za wycofanie z niej rakiet pod nadzorem ONZ. Za ogłoszoną w Radiu Moskwa zgodą Chruszczowa, zażegnującą groźbę atomowego konfliktu, stała jednak tajna część misji prezydenta USA, którą powierzył swojemu bratu, Robertowi F. Kennedy'emu. Amerykańska opinia publiczna dowiedziała się dopiero po wielu latach, że brat JFK powiedział w zaufaniu radzieckiemu ambasadorowi Anatolowi Dobryninowi, że likwidacja rakiet Jupiter w Turcji odbędzie się w tajemnicy przed pozostałymi członkami NATO. W ten sposób, pod stołem, odhaczono główny warunek przywódcy ZSRR. Bez tego czarna sobota mogła pociągnąć za sobą czarną przyszłość.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail