Szkoła dla babci i dziadka

2010-02-20 5:26

Zaczęło się w Lublinie. Jesienią 2009 r. ruszyła tam druga edycja projektu Szkoła Superbabci i Dziadka autorstwa dr Zofii Zaorskiej. Pomysłem zainteresowały się inne miasta. Swoje kursy ma już Koszalin, a Warszawa się do nich przygotowuje. Czy dziś dziadkom potrzebna jest taka edukacja?

Janusza Rybkę, jak na razie jedynego mężczyznę w szkole, do udziału w zajęciach namówiła Zofia Zaorska.

- Mamy pięcioro wnuków - mówi. - Z myślą o najmłodszych: 3-letniej Natalce i 7-letniej Kasi poszedłem do Szkoły Superbabci i Dziadka. Już po pierwszych zajęciach uświadomiłem sobie, że wszedłem w inny świat - niecodzienny, wyjątkowy! Zacząłem inaczej patrzeć na kontakt dziecko-dorosły. Kapitalne były warsztaty, podczas których staraliśmy się określić cechy naszych (a nie nas!) dziadków. Szczególnie wspominam zajęcia z logopedą. Dowiedziałem się wtedy np., że wylizywanie talerza przez dziecko jest ważnym ćwiczeniem jego języczka i nie powinniśmy mu tego zabraniać - śmieje się pan Janusz.

Innej uczestniczce warsztatów najbardziej przypadły do gustu zajęcia plastyczne. - Nie mam zdolności manualnych, ale to, czego uczą nas panie (z doktoratami!) to proste, fajne zabawy. Przetestowałam na 7-letnim wnuku robienie piłeczki z ryżu i baloników, układanie toru przeszkód ze zwiniętych w ruloniki gazet i robienie motylków z papierków po cukierkach.

Jadwiga Kolasińska ma troje wnuków. - Nauczyłam się mnóstwa zabaw, piosenek, gier - opowiada. - Wspaniałe były zajęcia z masą solną, malowanie tęczy, czarowanie. Jest też drugi aspekt - my, uczestnicy, także świetnie się bawimy.

Czytaj więcej na

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają