Jeszcze na początku 2014 roku, ubiegając się o kredyt hipoteczny na nasze wymarzone "M", musieliśmy dysponować 5-proc. wkładem własnym. Dziś potrzebujemy aż 10 proc. wartości nieruchomości, którą chcemy kupić.
Lista jest dłuższa
To, niestety, nie koniec wymogów, jakie musimy spełnić. Do 10 proc. wkładu własnego musimy doliczyć sobie jeszcze taksę notarialną, podatek od czynności cywilnoprawnych oraz ewentualną prowizję dla banku. Może się okazać, że koszty te wyniosą w sumie nawet 15 proc. wartości naszego przyszłego mieszkania czy domu. Są również banki, które wymagają większego - nawet 20 proc. - zabezpieczenia.
Czy warto więc kupować teraz nieruchomość? Jeśli możemy, to jak najbardziej. Ekonomiści i specjaliści od kredytów przewidują bowiem, że w przyszłości może być jeszcze trudniej i drożej. Za dwa lata, w 2017 roku, 20 proc. będzie już bowiem normą. Oczywiście nie zniknie możliwość wzięcia nawet 90 proc. kredytu na nieruchomość. Wtedy jednak będziemy musieli wykupić dodatkowe ubezpieczenie dla naszego "małego" wkładu własnego. Jakkolwiek więc by liczyć - może być drożej.
Nie tylko gotówka
Wkład własny to jednak nie tylko zgromadzone przez nas oszczędności. Zgodnie z wytycznymi Komisji Nadzoru Finansów (to ona ustala minimalny wkład własny, jaki musimy wykazać), bank może uznać za niego posiadany przez nas grunt. Jeśli więc mamy działkę budowlaną i chcemy zaciągnąć kredyt na wybudowanie na niej domu, to możemy ubiegać się, by potraktowano ją jako zabezpieczenie kredytu.
Niezbędna będzie również zdolność kredytowa. Liczą się nasz wiek, dochód, ale też to, czy w przeszłości byliśmy dobrym klientem banku. Jeśli nie mamy długów, będzie nam łatwiej.