Niektóre babcie postrzegają moment pójścia wnuka do szkoły jak oddanie go na pastwę obcych osób. Takim babciom zdarza się dramatyzować, i to w obecności wnuka. Twierdzą np., że koledzy są agresywni, budynek szkolny niebezpieczny, schody wysokie, podłogi śliskie itp. Taka postawa nie pozostaje bez wpływu na stosunek pierwszoklasisty do szkoły. Wnuk nie powinien też być świadkiem krytycznych rozmów dorosłych na temat szkoły. Dlaczego? Choćby nie miał złych doświadczeń, może oczekiwać, że przytrafi mu się coś przykrego, bo przecież babcia i mama zawsze mają rację. Takie obawy utrudniają szkolny start.
UCZ SIĘ JASIU
Trudno zdiagnozować, na ile poważny jest problem, bez porozumienia z wychowawczynią, która ma możliwość obserwowania zachowania dziecka podczas lekcji. Może się zdarzyć, że rano i po drodze do szkoły dziecko narzeka na ciężki los początkującego ucznia, a tuż po rozstaniu z babcią świetnie sobie radzi. Problem z niechęcią do szkoły często wiąże się ze zbyt późnym chodzeniem spać. Tak jak niewyspanemu pracoholikowi zdarza się o szóstej rano nienawidzić pracy, tak małemu entuzjaście edukacji nie uśmiecha się wyrywanie ze snów kolorowych jak kreskówki oglądane do północy.
CO SIĘ DZIEJE Z NASZĄ KLASĄ
Pomijając wyolbrzymione rodzinne obawy i przesadzone diagnozy, zdarza się, że przystosowanie do szkoły sprawia dziecku zbyt dużą trudność. Czasem (zawsze w porozumieniu ze specjalistami) nauczyciele, pedagodzy i rodzice podejmują decyzję o odroczeniu pójścia do szkoły, np. w przypadku kiedy dziecko nie dojrzało do sprostania takiemu wyzwaniu. Jednak żeby się dowiedzieć, czy problem tkwi w niedojrzałości dziecka, czy może gdzie indziej, należy porozmawiać w wychowawcą. Nauczyciel uczulony na pewne sprawy łatwiej dostrzeże to, co normalnie mógłby przeoczyć, i co ważne – od razu skontaktuje się bezpośrednio z rodzicami dziecka. Dzięki temu szybciej będzie można właściwie zareagować i pomóc pierwszoklasiście.