Wszystko zaczęło się od decyzji ZUS-u obniżającej jej świadczenie o 40 zł.
- Kiedy to przeczytałam, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Żeby z mojej nędznej emerytury jeszcze mi zabierać kilkadziesiąt złotych! Natychmiast poszłam do oddziału ZUS, żeby wyjaśnić sprawę. Jednak urzędniczka upierała się, że wszystko jest dobrze wyliczone, a decyzja o obniżce słuszna. Pamiętam, że tak się wtedy strasznie zdenerwowałam, że trzeba było wzywać do mnie pogotowie - opowiada emerytka.
Pani Iza nie dała jednak za wygraną. Postanowiła walczyć. Okazało się, że ZUS dopiero po 17 latach dopatrzył się, że nie została opłacona jakaś jedna składka i natychmiast skwapliwie obniżył świadczenie o 40 zł. Natomiast nikt w ZUS nie chciał wyjaśnić, dlaczego przy wyliczaniu emerytury zostały uwzględnione tylko lata, w których pani Iza pracowała na własny rachunek, prowadząc działalność gospodarczą.
- ZUS w ogóle nie wziął pod uwagę, że byłam zatrudniona również w innych firmach i mam na to dokumenty - wspomina emerytka.
W sierpniu 2007 r. pani Iza złożyła w sądzie pozew przeciwko ZUS-owi. Sąd przyjrzał się wyliczeniom i okazało się, że wskaźnik, od którego zależy wysokość emerytury pani Izy, jest za niski. W rezultacie sąd nakazał wypłacać kobiecie emeryturę w wysokości 920 zł, zamiast dotychczasowych 780 zł. Dostała też wyrównanie za 3 lata, kiedy otrzymywała zaniżone świadczenie.
- Przekonałam się, że ZUS to nie święta krowa. Sąd przyznał mi rację i mam teraz dużo wyż-szą emeryturę. A przecież dla osoby na emeryturze liczy się każda złotówka - dodaje z satysfakcją pani Iza.