Zawsze kupuję za małe sukienki

2010-03-29 4:00

Imię dostała po królowej Krystynie, bo jej rodzice przeżywali wówczas okres fascynacji "Królową Krystyną" z Gretą Garbo. Ale żartuje, że równie dobrze mogłaby być królową Wiktorią, gdyby imię otrzymała po cioci Wici.

Żartować Krystyna Kofta - pisarka, felietonistka i plastyk - bardzo lubi, także z siebie. I robi to z wielkim wdziękiem, co widać nawet w takich utworach, jak "Gdyby zamilkły kobiety" czy "Jak zdobyć, utrzymać i porzucić mężczyznę"

- Od prawie 40 lat pozostaje pani w związku z tym samym mężczyzną. Czy to, że mąż - Mirosław Kofta - jest psychologiem, pomaga państwu w relacjach?

- Ależ skąd, przeszkadza! Mój pan profesor zajmuje się na Uniwersytecie Warszawskim uprzedzeniami, więc raczej mógłby jeszcze zaszkodzić, niż pomóc. Ale tak, przyznaję, jest nam ze sobą dobrze, niezmiennie od lat. Nie jesteśmy ludźmi bez skazy, też się kłócimy, ale to normalne. W dodatku nasze kłótnie kończą się tak, że każdy pozostaje przy swoim zdaniu. Bo kłócić się trzeba tak, żeby każdemu dać margines na zachowanie własnego zdania.

- Ma pani jeszcze jednego wspaniałego mężczyznę przy sobie...

- To syn Wawrzyniec. Jest biologiem, po doktoracie. Pasjonat tej nauki. Zawsze mogę na niego liczyć.

- O związkach damsko-męskich wie pani chyba wszystko? I kiedy już, już wydawałoby się, że na ten temat nic więcej powiedzieć się nie da, pani szykuje nową książkę, a tam - same rewelacje! Tak było z "Wiórami", "Kobietą z bagażem" czy "Harpiami, piraniami, aniołami", napisanymi z Małgorzatą Domagalik...

- Zawsze można znaleźć, odkryć coś ciekawego, nowego. Wszystko zależy od punktu widzenia i kierunku spojrzenia. A kobieta, mężczyzna sami w sobie, nie tylko relacje między nimi, to kosmos. Lada dzień pojawi się na rynku moja najnowsza książka, "Fausta", o dwóch kobietach, jednej starszej, drugiej młodszej i dążeniu do wiecznej młodości.

- Ale dlaczego Fausta?

- Jak był Faust, to może być i Fausta. W gruncie rzeczy chodzi o to samo. Dążenie do zachowania młodego wyglądu to przecież dziś dla wielu osób najważniejsza sprawa na świecie. Jak widzę te wszystkie gwiazdy i gwiazdeczki wycinające, odsysające sobie różne rzeczy, żeby tylko zachować młodość, to im współczuję.

- Dlaczego?

- To takie męczące, a zawsze i tak ktoś będzie lepiej, młodziej wyglądał. To nie jest tak, że ja potępiam, ale sama nie zrobiłabym sobie czegoś takiego. Raz się pocięłam - to znaczy mnie pocięli, gdy miałam operację onkologiczną i wycięli mi pierś - i starczy już tego cięcia.

- Coś jednak pani robi, żeby tak ładnie wyglądać?

- Używam kosmetyków, choć wcale nie tych z górnej półki. Cztery razy w tygodniu robię gimnastykę, którą sama sobie wymyśliłam, taką na brzuch i talię. Dobrze się wysypiam. I kupuję... za małe sukienki. Jak widzę, że się nie mieszczę, to zaczynam się odchudzać. Kupuję głównie na wyprzedażach, bo lubię dobre marki, więc czekam, aż potanieją.

- A siłownia, aerobic i tym podobne?

- Nie, to nie dla mnie, nie lubię takiego żyłowania. Wolę sama sobie narzucać rytm, w jakim czuję się najlepiej. Zresztą podobnie jak w życiu.

- Dziękuję za rozmowę.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki