A jednak od lat 50. w Europie sprzedano wiele kopii "Płaczącego chłopca"! To miała być nieszkodliwa malarska chałtura, ale jak głoszą plotki krążące o tym przedmiocie, jest on zdolny do wywołania pożarów w mieszkaniach, gdzie jego kopia wisi na ścianie.
Sprawa nabrała rozgłosu w latach 80. w Wielkiej Brytanii. W kilku różnych domach wybuchły wtedy pożary. Płomienie trawiły absolutnie wszystko, lecz w wypalonych pokojach strażacy odnajdowali jeden jedyny przedmiot, którego ogień się nie imał. Był to właśnie obraz "Płaczący chłopiec"! W dzienniku "The Sun" potwierdzały to nawet służby ratunkowe z Yorkshire. Ci, którzy dowiedzieli się o klątwie, próbowali zniszczyć malunek. Nie byli jednak w stanie tego zrobić, bo obraz nie chciał spłonąć. Co więcej, potem doświadczali niszczycielskich pożarów w swoich domach.
Niszczycielska energia
W kraju wybuchła histeria. Przez brytyjską prasę przetoczyły się relacje ludzi opowiadających o mrożących krew w żyłach doświadczeniach z obrazem grozy. Mówili o złej energii, jaką wyczuwali, kiedy rzucili w stronę przeklętego przedmiotu choć jedno ciekawskie spojrzenie... Jak wyjaśnić zagadkę tego portretu? Wersja "nadprzyrodzona" mówi o tym, że rodzice chłopca namalowanego przez Bruno Amadio zginęli w pożarze. Inni twierdzą, że reprodukcje zostały po prostu wyjątkowo dobrze zabezpieczone przed wszelkimi uszkodzeniami. Co ciekawe, inny z obrazów, również uważany za przeklęty - "Hands Resist Him" ("Ręce stawiają mu opór") - także przedstawia dziecko. Amerykański malarz Bill Stoneham namalował go w 1971 roku. Jak sam stwierdził, inspirował się teorią podświadomości Carla Junga. Na obrazie chłopiec i duża lalka stoją przy szklanych drzwiach, na których widać odciśnięte dłonie. Osoby stykające się z malunkiem doświadczały zawrotów głowy, dzieci płakały na jego widok, a pracownicy galerii ginęli w tajemniczych okolicznościach.
Samochody żyją własnym życiem
Nawiedzony pojazd, który sprowadza na ludzi śmierć, to nie tylko Christine marki Plymouth Fury z powieści Stephena Kinga. Jedna z legend Hollywood mówi, że takie auto istniało, a może nawet wciąż istnieje. Ponoć jedną z jego ofiar był... James Dean. Auto marki Porsche 550 Spyder aktor kupił w 1955 roku. Znajomi ostrzegali go, że pojazd ma w sobie coś złowrogiego, ale młody, bo zaledwie 24-letni, aktor uwielbiający szybką jazdę nie słuchał przestróg. 30 września jechał do Salinas w Kalifornii na wyścigi samochodowe. Pod miejscowością Cholame zderzył się z drugim autem i zginął. Jego porsche żyło dalej. Trafiło do warsztatu, gdzie doszło do kolejnego wypadku. Auto stoczyło się na mechanika, który rozbierał je na części, i połamało mu nogi. Kierowcy, do których pojazdów trafiły niektóre części z samochodu Deana, nie mieli więcej szczęścia. Mnożyły się wypadki. Byli i ranni, i zabici. Legendarny samochód trafił na wystawę, gdzie stoczył się z podestu na jednego z gości. Gdy w 1960 roku transportowano go pociągiem, nagle... zniknął. Może odjechał sam w siną dal, jak Christine, a może po prostu ktoś go ukradł.
Zobacz: Super Fokus: Lewitacja - dar czy udręka
To niejedyny przeklęty samochód, jaki znają dzieje paranormalnej motoryzacji. Było ich co najmniej kilka, a wśród nich pewne renault z Kapsztadu, które w 2004 roku na oczach właścicieli, a potem policjantów samo jeździło i podskakiwało mimo wyłączonego silnika.
Przeczytaj: Super Fokus: Trucizny i trucicele
Lalka grozy
Przeklęte przedmioty doczekały się nawet własnego muzeum. Amerykańskie Warren Occult Museum, czyli Muzeum Okultyzmu, znajduje się w Monroe w stanie Connecticut. Założyli je znani na świecie "łowcy duchów" - Ed i Lorraine Warrenowie. Są tam: i lustro przywołujące zmarłych, i rekwizyty służące do satanistycznych rytuałów, a także nawiedzone afrykańskie maski i figurki. Ale najsłynniejszy eksponat to niewątpliwie lalka Annabelle - ta, która doczekała się ekranizacji swojej historii, czyli filmu "Obecność". Pewna Amerykanka dostała zabawkę w prezencie od matki, a ta kupiła ją w sklepie ze starociami. Kobieta wraz ze współlokatorką zauważyły, że Annabelle sama się porusza, a z jej dłoni wypływa coś przypominającego krew. Zaczęły znajdować w mieszkaniu małe karteczki z napisami "Pomóż mi". Sprawą zajął się ksiądz egzorcysta, a lalkę zabrali do domu Warrenowie. Potworna szmacianka zaatakowała jeszcze kilkakrotnie, na przykład psując hamulce w aucie egzorcysty. Dziś trzymana jest w zamkniętej gablocie i wygląda na to, że pogodziła się z odejściem na emeryturę. Ci, którzy ją oglądają, są często zdziwieni - na pierwszy rzut oka w niczym nie przypomina demonicznej lalki z "Obecności". Lepiej jej jednak nie drażnić...
Nie zabieraj kamienia z kręgu
A czy w Polsce są przedmioty, w których drzemie jakaś niszczycielska siła? Jednym z nich jest, a może raczej było kiedyś, lustro XVI-wiecznego maga i astrologa Twardowskiego. To w tym zwierciadle po urządzonym przez renesansowego czarodzieja seansie spirytystycznym miała ukazać się zjawa Barbary Radziwiłłówny. W lustrze można było według legend zobaczyć także diabła, czego doświadczył między innymi pewien ksiądz, uwielbiający podziwiać odbicie własnej twarzy. Dziś zwierciadło wisi w kościele w mazowieckim Węgrowie. Może dlatego jego czarodziejska siła jakby zbladła, podobnie jak zmatowiała powierzchnia diabelskiego lustra. Są też przedmioty, które w jednym miejscu mogą mieć działanie dobroczynne, a przeniesione gdzie indziej zaczynają przyciągać pecha. Tak jest podobno z głazami leżącymi w tak zwanych kamiennych kręgach w Węsiorach na Pomorzu. Kręgi zbudowali około I-III wieku przybyli z północy Goci. Zapewne stanowiły miejsce spotkań plemiennych i pochówków, choć są tacy, którzy biorą je za lądowisko kosmitów. Już przy wejściu do tego miejsca wisi napis: "Przybyszu! Nie zabieraj kamieni ze sobą - podobno przynosi to nieszczęście". Na drzewie przy kręgach wisi z kolei ostrzeżenie pisane przez kogoś, kto nie posłuchał przestróg i zabrał mały kamyczek, jednak przyniosło to tyle nieszczęść, że szybko odwiózł go z powrotem i już nigdy nie igrał z przeklętymi przedmiotami.