Tysiące śniętych ryb

Awaria elektrowni pod Tarnowem. Przerażający widok na brzegu Dunajca

2024-12-10 9:56

W elektrowni wodnej pod Tarnowem doszło do awarii. Chodzi o obiekt znajdujący się w Ostrowie na Dunajcu. W efekcie zdarzenia lustro wody w rzece gwałtownie się obniżyło, a na brzegu Dunajca wędkarze znaleźli tysiące śniętych ryb. - Znaleźliśmy je około dwóch kilometrów od elektrowni, były ich tysiące. Katastrofa. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem - powiedział tvn24.pl jeden z wędkarzy.

Tysiące śniętych ryb znaleźli wędkarze na brzegach Dunajca w pobliżu elektrowni wodnej w Ostrowie pod Tarnowem. Przed katastrofą doszło do gwałtownego obniżenia lustra wody, przez co ryby padły najprawdopodobniej z braku tlenu. 

- Znaleźliśmy je około dwóch kilometrów od elektrowni, były ich tysiące. Katastrofa. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem - stwierdził w rozmowie z tvn24.pl pan Robert, jeden z wędkarzy.

- W większości był to kleń, ale też karaś, płoć, certy, świnki, trochę okoni i karpi. Znaleźliśmy także kilka okazów kozy. To chroniony gatunek - dodał Krzysztof Zakrzewski z tarnowskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego.

Śnięte ryby miały być sukcesywnie pakowane do worków i kontenerów przez pracowników elektrowni wodnej. Jej szef potwierdza, że w obiekcie doszło do awarii.

- Pomiędzy blokiem elektrowni a jazem jest dylatacja. Niestety, blok elektrowni jest dużo cięższy od jazu, więc budynek prawdopodobnie "usiadł". Każdy budynek pracuje. Do tego doszło do skruszenia betonu z powodu kurczenia się przy niskich temperaturach i do przerwania rur, a w efekcie do wycieku. Szukaliśmy jego źródła przez dwa ostatnie tygodnie, a od czwartku prowadziliśmy naprawę - stwierdził Krzysztof Pociecha, prezes Małej Elektrowni Wodnej Ostrów.

Wody Polskie twierdzą, że nie zostały poinformowane o awarii w elektrowni wodnej w Ostrowie i konieczności przeprowadzenia zrzutu. Instytucja zapowiedziała złożenie zawiadomienia do prokuratury. Takim zarzutom dziwi się Krzysztof Pociecha. W rozmowie z tvn24.pl stwierdził on, że ustnie powiadamiał o sytuacji w elektrowni.

W dniu, w którym spuszczaliśmy awaryjnie wodę, byli u nas przedstawiciele Wód Polskich. Informowaliśmy, że mamy awarię powłoki jazu, którą musimy naprawić, a z tego tytułu musimy przez co najmniej 24 godziny spuszczać wodę. Dziwię się stanowisku RZGW, które mówi o zawiadomieniu do prokuratury. Faktycznie może nie dokonałem należytej staranności, bo nie wysłałem oficjalnego pisma, ale mówiłem o tym przecież osobiście pracownikom Wód Polskich - powiedział Krzysztof Pociecha.

Tam rodzi się najwięcej dzieci. W tych miastach porodówki pękają w szwach

Miastowi uciekli na wieś, rolnik musi zapłacić im odszkodowani

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki