Trzy lata temu Monika B. (40 l.) wraz mężem z córeczkami wrócili z zagranicy, z Wielkiej Brytanii i kupili stary dom, na uboczu wsi, w Woli Szczucińskiej. Kobieta pochodzi z pobliskich Borków. Jej mąż nadal pracuje w Anglii, a ona opiekowała się ich córkami Oliwią († 5 l.) i Nadią ( † 3 l.) Rok temu wyremontowali dom.
– Widziałem ich razem podczas świąt. Wyglądali na szczęśliwych – mówi sąsiad rodziny.
Z kolei sołtys miejscowości zaznacza, że była to normalna, niczym nie wyróżniająca się rodzina.
– Nie znaliśmy ich za dobrze, bo mieszkali od niedawna, poza tym nie angażowali się w życie lokalnej społeczności, ale na pewno nie była to żadna patologia – zaznacza.
Jego słowa potwierdza rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie – Nie mieliśmy żadnych sygnałów, aby w tej rodzinie dochodziło do przemocy. Cały czas badamy sprawę. Wydaje się, na obecnym etapie postępowania, że najbardziej prawdopodobnym podłożem tej tragedii mogły być problemy psychiczne 40–leniej kobiety – dodaje Mieczysław Sienicki.
W piątek (10.05) rano mama Moniki otrzymała od córki niepokojącego sms-a o treści: "zgubiłam córki". Natychmiast pojechała sprawdzić co się stało. By dojechać potrzebowała zaledwie 5 minut. To właśnie babcia miała zawiadomić policję. Prawdopodobnie odkryła, że jej wnuczki nie żyją. Tak wynika z naszych nieoficjalnych informacji. Wezwani na miejsce śledczy dokonali makabrycznego odkrycia. W pogorzelisku na tyłach domu znaleźli ludzkie szczątki.
Jak powiedział "Super Expressowi" prokurator Sienicki, były one mocno nadpalone. Monika B.(40 l.) została zatrzymana przez policję. Jest podejrzewana o zabicie córek i spalenie ich zwłok. Obecnie jest badana przez lekarzy. Jeśli jej stan zdrowia na to pozwoli, będą z nią wykonywane dalsze czynności. Wszystko wskazuje na to, że dziewczynki zostały zabite w domu w czwartek wieczorem, a matka następnie przeniosła ich zwłoki do ogniska. W jakim mechanizmie zginęły, wykaże sekcja zwłok.
– Widziałam w nocy, że tam paliło się ognisko, mam cukrzycę dlatego wstałam, nawet się zastanawiałam, dlaczego tak późno, ale palące się ognisko na wsi nikogo nie dziwi, zwłaszcza, ze paliło się w miejscu, gdzie oni zawsze palili stare gałęzie czy liście po sprzątaniu ogrodu – powiedziała nam jedna z sąsiadek. Dodała, że dzień wcześniej Monika zabrała córeczki do kościoła, na majówkę.
– 30 lat ją znam, jestem w totalnym szoku, nie mogę uwierzyć, że mogła coś takiego zrobić – powiedział Super Expressowi przyjaciel rodziny.