Niedawno informowaliśmy o dramatycznym apelu tarnowianki Niny Ciupek, której lekarze odmówili dalszego leczenia onkologicznego twierdząc, że "w tej sytuacji klinicznej nie są w stanie udzielić jej pomocy". 27-letnia matka dwójki dzieci nie chce się jednak poddać i szuka medyków, którzy podjęliby się prowadzenia jej przypadku. W pomoc w znalezienie wyjścia z tej okropnej sytuacji zaangażowało się wiele osób z całej Polski. Spora część z nich dopiero teraz dowiedziała się o heroicznej walce Niny Ciupek ze straszną chorobą, dlatego kobieta opisała gehennę, z którą przeżywa od wielu miesięcy. To historia pełna nieludzkiego bólu, zmagań z niedoskonałościami systemu opieki zdrowotnej w Polsce, a czasem po prostu brakiem zwykłej empatii.
W lecie 2018 roku Nina zaczęła odczuwać ogromny ból, który promieniował na kręgosłup i lewą nogę oraz powodował problemy z oddychaniem. Młoda i zdrowa na pierwszy rzut oka kobieta musiała spać na siedząco, ponieważ nie była w stanie położyć się bez odczuwania olbrzymiego cierpienia. Lekarze nie potrafili znaleźć przyczyny jej dramatu, a dwie wizyty na szpitalnym oddziale ratunkowym zakończyły się podaniem ketonalu i wypisaniem do domu. Po przyjęciu na oddział ginekologiczny nie wykonano jej nawet rezonansu magnetycznego. Początkowo medycy byli wręcz przekonani, że Nina nie cierpi na nowotwór. Niestety prawda okazała się dla 27-latki tragicznie brutalna. W marcu 2019 roku właściwa diagnoza wreszcie padła: mięsak Ewinga z przerzutami do płuc. Zapadła decyzja o natychmiastowym skierowaniu do szpitala na oddział onkologiczny.
Tam Ninę spotkał kolejny cios. Ordynator powiedział bratu kobiety, który przywiózł ją do placówki, że jego siostra może umrzeć w ciągu trzech dni, a pozostały jej maksymalnie dwa tygodnie życia. Mimo tej strasznej wiadomości tarnowianka nie poddała się. Miała i ma dla kogo żyć. W walce z chorobą wspiera ją dwójka dzieci: synek i córeczka oraz partner Dawid, z którym niedawno się zaręczyła. Nowotwór rósł bardzo szybko, ale z czasem chemioterapia zaczęła dawać efekty i listopadzie zeszłego roku Nina odebrała wyniki, które pozytywnie zszokowały nawet jej lekarzy. Guz na miednicy zmniejszył się z 17 do 5,2 cm, a przerzuty na płucach zniknęły! Koszmar powrócił w lutym 2020 roku. Tomografia wykazała powrót przerzutów, a kobietę dosięgnęły nowe problemy zdrowotne. Następne miesiące dla 27-latki to kolejna chemioterapia powodująca wyniszczenie organizmu. Nina walczyła między innymi z zapaleniem płuc i anemią, aż spadła na nią brzmiąca jak wyrok śmierci wiadomość od lekarza: "Nie jesteśmy w stanie udzielić Pani aktywnej pomocy onkologicznej w tej sytuacji klinicznej". Guz na prawym płucu powiększył się o 10 proc., a w jamie opłucnej zaczął pojawiać się płyn. Mimo tak wielu miesięcy walki ze śmiertelną chorobą i bólem, który ona powoduje Nina nie chce się poddać. Ciągle wierzy, że uda jej się pokonać raka.
- Mam na imię Nina Ciupek, mam 27 lat, dwójkę cudownych dzieci oraz wspaniałego partnera. Moje życie zmieniło się w marcu 2019 r. Gdzie wtedy lekarze zdiagnozowali u mnie złośliwego nowotwora kości z przerzutami na płucach. (Mięsak ewinga). Cofnijmy się 9 msc. Wcześniej ponieważ tyle czasu zajęło różnym, przeróżnym lekarzom stwierdzenie i znalezienie przyczyny mojego okropnego bólu ... mnóstwo godzin spędzonych u lekarzy przeróżnych, zaczęłam od rodzinnego oczywiście potem ginekolodzy, usg piersi nawet, rtg klatki piersiowej, kręgosłupa, czy to prywatnie czy na fundusz... nikt nie wiedział co mi jest ... zaliczyłam również sor dwa razy gdzie dostałam ketonal w kroplówce i zostałam wypisana do domu. Miałam również umówiona wizytę na rezonans przyjęli mnie na oddział ginekologiczny leżalam cały dzień bez żadnej kroplówki, nic kompletnie na drugi dzień miałam mieć w końcu rezonans, ale niestety okazało się, że ZAPOMNIELI MNIE jednak zapisać na niego ! ,więc co ? Wypisali mnie do domu a na karcie informacyjnej było napisane REZONANS ZEPSUTU. Ból miał mi złagodzić 2tygodniowe l4 ... bo oczywiście jeszcze pracowałam... i tak mijały miesiące dosłownie żaden lek nie zdołał mi usnieżyc ból choć na chwilę, zaczęłam mieć problemy z oddychaniem, spałam na siedząco nie mogłam się położyć ból rozsiewał się na całą lewą nogę, krzyże i kręgosłup. Robiąc mi usg na ginekologi widzieli, że coś jest, ale wymyślali przeróżne choroby: endometriozę, polip, narośl, torbiel itp. Również jeden z lekarzy mówił ,że obawia się, że to jelito grube ... markery wyszły "czyste" to tym bardziej byli wręcz pewni, że to nie nowotwór a ja spokojniejsza... z racji, że pracowałam nie mogłam sobie pozwolić na ciągłe chodzenie po lekarzy, ale to też nie to jak doskonale wiecie terminy są odległe, na szczęście miałam umówiona wizytę do chirurga i on mi dał skierowanie na tomografie. Kolejne 2 tyg. czekania na wyniki . Odebrałam je bardzo późno po pracy że szpitala. Każde słowo które wpisywałam na "google" pisało "nowotwór" ... i co parę sekund nogi uginały mi się coraz bardziej... A łzy ciekły przeraźliwie. Lekarz rodzinny natychmiast dał mi skierowanie do szpitala na onkologie, przyjęli mnie w 5 min !!! Ordynator nie wierzył, że to moje wyniki ,a ja dalej nie zdawałam sobie sprawy z tego ,że jest bardzo ŹLE! byłam z moim najstarszym bratem leżałam 3 dni przez te 3 dni zrobili mi wszystkie niezbędne badania tomografie, biopsje i do domu czekałam kolejne 2 tyg na wyniki co to za nowotwór itp itd... wtedy nie wiedziałam, że ordynator powiedział bratu twoja siostra może umrzeć nawet za 3 dni, myślę że góra 2 tyg. życia jej zostało, nie może być teraz sama ... Przez kolejne 2msc.!!! Powtarzam dali mi 2 tyg ... A dopiero po 2 msc zaczęłam się leczyć... zaczęłam terapię w Krakowie, ale lekarzem prowadzącym był lekarz z Warszawy cały czas, on powiedział jaki to nowotwór i on wypisał moją chemię. Ze względu na to ,że mój nowotwór okropnie szybko rósł miał ok 17 cm a brzuch rósł z jednej strony, guzów na płucach miałam ok. 11 !! rozsiew na otrzewna mogło doprowadzić do amputacji nogi... W Krakowie się leczyłam ponieważ lekarz stwierdził, że będzie za daleko żebym co 3 tyg. dojeżdżała. Dzielnie przyjmowałam najsilniejszą chemię która okropnie mnie niszczyła i osłabiła, ale wyniki były coraz lepsze i to mnie okropnie cieszyło. W listopadzie odebrałam tomografie rewelacyjna wręcz dla lekarzy szokującą! Wszystkie przerzuty znikły na płucach, rozsiew na otrzewną również, a guz na miednicy ma 5,2cm... Ogromne szczęście i tak sobie pomyślałam, teraz już z górki damy radę... W grudniu lekarz prowadzący zadecydował, że będę mieć radykalną radio-chemioterapię... okropnie się bałam i byłam przerażona, ogólnie miałam mieć ok. 27 naświetleń na guza pierwotnego i 9 na płuca (mimo, że nic tam nie było chcieli dobić bo ponoć komórki rakowe na pewno tam jeszcze są) W lutym zaczęłam radioterapie i dopiero po paru naswietleniach zrobili mi tomografie i niestety .... przerzuty wróciły... Za ten czas przeszłam inne problemy zdrowotne itp. ,ale nie będę tego pisać . W czerwcu moja sytuacja okropnie się pogorszyła oczywiście za ten czas depresję sięgła zenitu... tak też miałam przeokropne chwilę tak też płacze dość często bo jestem tylko człowiekiem!! W czerwcu zaczęłam chemię ratowali mnie ... dostałam okropne zapalenie crp było bardzo wysokie załagodzili zapalenie płuc itp i zaczęłam chemię w skrócie skończyłam ja we wrześniu. Przez ten czas miałam coraz gorsze wyniki mam bardzo wysoką anemie, neutropenie i okropnie niskie krwinki czerwone i białe... Miałam parę razy przetaczaną krew. Ostatecznie nie podali mi ostatnią czerwona chemię, dostałam skierowanie do poradni w Warszawie na konsultacje z moim lekarzem w sprawie co dalej ze mną... Tomografia niestety wykazała, że guz na prawym płucu powiększył się o 10% i zaczynają się dostawać płyny do niego ... Jak załączyłam na moim poście co dalej było jaki był mój błagalny e-mail do profesora, żeby nie zostawiał mnie w tej sytuacji bo ja nie wyobrażam sobie, że to już koniec !! Kochani niektórzy piszą jakieś komentarze typu trzeba się z tym pogodzić? to chce tym osobom powiedzieć, że są bardzo słabi!! Bo JA SIĘ NIGDY NIE PODDAM!!! I mówią tylko te osoby co nie mają zielonego pojęcia co to jest nowotwór, walka o życie!!! Nikomu nie życzę tego cierpienia...Czuje się jak taki balon ... Gdzie boją się mnie dotknąć, bo boją się, że zaraz pęknę! Jest tysiące osób którzy mają sto razy gorzej ! Nie mówią, nie jedzą, nie chodzą sami... łamią im się kości leżąc... brak siły, energii, a mimo wszystko leczą ich do ostatniego dnia !!! Ja funkcjonuje normalnie jak tylko potrafię robię wszystko!! Jak zdrowy człowiek ! Zajmuje się dziećmi, domem ... przede wszystkim nie poddaje się, ale nikt mi już nie chce pomóc!!! Nie mogę tego zrozumieć... Czy tak naprawdę jest ze mną tak okropnie, że nie mogę tego zrozumieć? Nawet nie widać po mnie, że jestem śmiertelnie chora... - napisała na swoim profilu FB Nina Ciupek.