To były sekundy! W zaparkowany na poboczu samochód Marka S. ( † 40 l.) wjechał rozpędzony TIR. Stało się to akurat w momencie, gdy mężczyzna wyciągał sanki dla swojego syna z bagażnika.
– Marek przywiózł Partyka do mnie na sanki. Wnuczek miał zjeżdżać ze swoim kuzynem z pobliskiej górki – opowiada nam pani Maria.
Tego dnia świeciło piękne słońce, droga była sucha i widoczność dobra. Maria Masełko ( 63 l.) opowiedział nam jak wyglądał tragiczny wypadek.
– Tu, przez naszą wieś TIR–y pędzą jak szalone. Nikt nie zwraca uwagi na teren zabudowany – opowiadają nam mieszkańcy Strzelec Małych. Dodają, że droga wojewódzka, przy której jest położna miejscowość, to często wybierana trasa przez kierowców ciężarówek, którzy jeżdżą tędy do podtarnowskich zakładów.
– Siła uderzenia była tak duża, że zięcia odrzuciło z ulicy, aż na podwórze. Zakrwawiony wnuczek leżał przy furtce w śniegu. Sanki, które wraz z tatą wyciągał z bagażnika, znalazły się po drugiej stronie ulicy, a TIR który w nich wjechał zatrzymał się dopiero w przydrożnym rowie. W kabinie było dwóch kierowców – opowiada nam pani Maria. Widziała, jak umiera zięć.
Do tej pory na posesji kobiety widać staranowaną bramę. Patryk w krytycznym stanie został przetransportowany helikopterem LPR do Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu.
– Krwotok i rozległe obrażenie wewnętrzne, obrzęk mózgu, złamania i urazy kości czaszki to tylko niektóre rzeczy z którymi przyszło się zmierzyć Patrykowi. Stan chłopca nadal określa się jako bardzo ciężki. Dopiero po jego wybudzeniu będzie można stwierdzić jak wielka jest skala problemów, które będzie musiał jeszcze pokonać – napisali bliscy rodziny na portalu zrzutka.pl i uruchomili zbiórkę pieniędzy na leczenie chłopca.