20-latek usłyszał straszną diagnozę. Jedynym ratunkiem miała być chemioterapia
Dwa lata temu Michał z Rudnej pod Wrocławiem zaczął walkę ze strasznym rakiem, który początkowo zaatakował nogę mężczyzny, a następnie dał przerzuty do jamy brzusznej. Jak podaje Radio ESKA, 20-latek dowiedział się o chorobie po kolejnym złamaniu nogi i przed planowanym wszczepieniem endoprotezy biodra. Wówczas usłyszał przerażającą diagnozę - w jego organizmie rozwija się mięsak. W dodatku od lekarzy dowiedział się, że guz jest nieoperacyjny. Jedynym ratunkiem dla młodego pacjenta miała być chemioterapia, którą jednak fatalnie znosił. - Trafiłem do Warszawy, tam biopsja wyszła źle. Chemia miała zmniejszyć guza, żeby był operacyjny. Trzy chemie bardzo źle zniosłem, guz się ustabilizował, ale nadal nie nadawał się do operacji. Zaproponowano mi kolejne chemie. Poszedłem na czwarty cykl, ale po nim przez dwa tygodnie nic nie jadłem. Schudłem do 54 kg, a wcześniej ważyłem 87 kg. Bałem się, że ta chemia mnie zabije, więc na własną rękę zacząłem szukać ośrodka i lekarza, który mi pomoże. Na fejsbukowej grupie pytałem o magika, który podjąłby się zoperować nieoperacyjny guz. Tam polecono mi profesora Komorowskiego z Krakowa. Wysłałem mu wszystkie dokumenty i zgłosiłem się na wizytę on-line. Stwierdził, że jest możliwość operacji, ale ona będzie bardzo okaleczająca i polecił mi przyjechać do niego. Tam potwierdził swoje wcześniejsze słowa i wysłał mnie do Tarnowa na radioterapię. Tu, po naświetlaniach, wykonano operację – powiedział Radiu ESKA 20-letni Michał Kaczmarski.
Lekarze z Tarnowa dokonali cudu. Tej operacji nie chciał podjąć się nikt inny
Ratunkiem dla 20-latka było spotkanie z lekarzami z Tarnowskiego Ośrodka Onkologicznego, działającego przy szpitalu św. Łukasza. Zoperowania młodego pacjenta podjął się zespół prof. Leszka Kołodziejskiego. W trakcie siedmiogodzinnej operacji chirurdzy amputowali Michałowi nogę i lewą część miednicy, dzięki czemu uwolnili go od strasznego raka, pustoszącego organizm 20-latka. Badanie histopatologiczne potwierdziło, że zabieg się powiódł, a pacjent dostał drugie życie. - Do takiej operacji kwalifikuje się pacjent, który nie ma przerzutów odległych, guz musi dać się usunąć z marginesem zdrowych tkanek, no i pacjent musi być w dobrym stanie, żeby przeżył tak trudną operację. Pacjent ma bardzo pozytywne nastawienie, a to bardzo ważne. Mógł się załamać i nie zgodzić na nic. Ja z nim wcześniej rozmawiałem. Kiedy poinformowałem, go że będzie możliwa tak rozległa operacja, to on na to chętnie się zgodził, nawet czekał na to. To stworzyło szansę wyleczenia – przyznał w rozmowie z Radiem ESKA profesor Leszek Kołodziejski, szef Tarnowskiego Ośrodka Onkologicznego.