Tarnów. Włóczęga podpalił blok z zazdrości o ukochaną. Zadzwonił do niej z przerażającym pytaniem
36 osób ewakuowanych, 12 hospitalizowanych, jedna osoba zmarła - to bilans tragicznego pożaru, do którego doszło pod koniec maja zeszłego roku w Tarnowie. Początkowo wydawało się, że najstraszniejszy scenariusz nie zostanie zrealizowany. Niestety lekarze przegrali walkę o życie jednej z poszkodowanych. Radio Kraków podaje, że kobieta zmarła w szpitalu po czterech miesiącach od pożaru.
Ogień pojawił się na klatce schodowej bloku przy ul. Przemysłowej. Nie ma wątpliwości, że za dramatem stał podpalacz. Bezpośrednio po zdarzeniu policja zatrzymała mężczyznę, który umyślnie wzniecił płomienie, podpalając stojący na klatce schodowej wózek dziecięcy. Obecnie 39-letni przestępca miał bogatą kartotekę kryminalną. Włodzimierz B. dopuszczał się między innymi kradzieży i rozbojów. Dopiero co wyszedł z więzienia, nie posiadał stałego miejsca zamieszkania i włóczył się po Tarnowie, okazjonalnie nocując w różnych miejscach. Motyw, jakim kierował się podpalacz był szokujący.
Z relacji Radia Kraków wynika, że mężczyzna upodobał sobie jedną z lokatorek bloku przy ul. Przemysłowej w Tarnowie. Ona jednak nie chciała utrzymywać z nim intymnej znajomości, więc postanowił się zemścić w okrutny sposób. Spowodował pożar budynku, w którym mieszkała jego ukochana, a gdy ogień już się tlił, zadzwonił do niej z przerażającym pytaniem. Zapytał kobietę, czy już się palą...
Tymczasem lokatorzy nie mieli jak uciec z budynku, ponieważ płonąca klatka schodowa była ich jedyną drogą ewakuacyjną. Poniżej dalsza część artykułu.
Polecany artykuł:
Wyrok dla Włodzimierza B. surowszy niż chciała prokuratura
Przed Sądem Okręgowym w Tarnowie zapadł wyrok pierwszej instancji w tej sprawie. Jest on mocno zaskakujący. Radio Kraków podaje, że decyzją sądu Włodzimierz B. ma spędzić w więzienia 25 lat. To więcej niż chciała prokuratura! Oskarżyciel publiczny wnioskował o 7,5 roku pozbawienia wolności. Sąd przyjął jednak, że działanie Włodzimierza B. było zabójstwem. Tymczasem początkowo jego czyn zakwalifikowano tylko jako spowodowanie zdarzenia zagrażającego zdrowiu i życiu wielu osób. Sąd nie miał też wątpliwości, że przeprosiny i skrucha oskarżonego nie są szczere. Włodzimierza B. uznał też za osobę głęboko zdemoralizowaną.
Od wyroku pierwszej instancji przysługuje odwołanie do Sądu Apelacyjnego w Krakowie. Zarówno obrona, jak i prokuratura nie wykluczają, że zwrócą się do wyższej instancji o rewizję orzeczenia. Uzależniają to jednak od treści pisemnego uzasadnienia wyroku pierwszej instancji.