Zagłodzili 6-miesięczną córkę na śmierć. Dziś Madzia z Brzeznej miałaby 8 lat. Tak wygląda jej grób
W chwili śmierci 6–miesięczna Madzia ważyła niecałe 3,5 kilograma. Była skrajnie wychudzona i odwodniona. Wyglądała jak szkielet leżący w łóżeczku. Widok dziewczynki zszokował ratowników medycznych, którzy zostali wezwani na pomoc dziecku. Niestety nic nie mogli zrobić, bo maleństwo już nie żyło. To wszystko wydarzyło się w luksusowym domu zamożnych ludzi.
Przeczytaj: Szarlatan oskarżony o spowodowanie śmierci Madzi trafi za kratki!
Do tragedii doszło 16 kwietnia 2014 roku. To właśnie wtedy Michał P. wezwał karetkę do córki.
– Córka nie obudziła się nie oddycha, jest zimna – szlochała do telefonu matka dziewczynki, w ujawnionej przez media rozmowie z dyspozytorem. Faktycznie dziewczynka już wtedy nie żyła. Zamożny biznesmen, syn lokalnego przedsiębiorcy, już kilka miesięcy wcześniej zrezygnował z opieki medycznej i wypisał nowo narodzoną córkę z ośrodka zdrowia, gdy skończyła trzy miesiące. Wspólnie w żoną, matką Madzi, leczyli córkę u nowosądeckiego znachora Marka H. - bardzo kontrowersyjnej postaci. Mężczyzna już wcześniej miał przyczynić się do śmierci 10-letniego dziecka.
Zobacz także: Zagłodzona Madzia NOWE SZCZEGÓŁY! Tajemniczy znachor ma już na sumieniu Przemusia!
To właśnie Marek H. namówił rodziców Madzi, by zrezygnowali z porad lekarskich i zastosowali u córki dietę wymyśloną przez niego. Polegała ona po podawaniu mleka koziego rozcieńczonego wodą. Sprawa jest o tyle bulwersująca, że babcia małej Madzi była pielęgniarką w miejscowym ośrodku zdrowia.
Ciąg dalszy artykułu pod materiałem wideo i galerią zdjęć.
Jak ustalili śledczy, mała Madzia konała przez dwa tygodnie. Gdy u dziecka pojawiły się problemy skórne, rodzice zamiast do lekarza, wozili ją do znachora. Po śmierci dziewczynki Michał P. i Joanna P. zostali aresztowani. Usłyszeli zarzuty znęcania się nad córką ze szczególnym okrucieństwem i nieumyślnego doprowadzenie do jej śmierci. Początkowo nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Gdy Michał P. i jego żona siedzieli w areszcie tymczasowym, znachor cieszył się wolnością. Na wieść o śmierci Madzi zniknął z domu przy ul. Radzieckiej w Nowym Sączu, gdzie leczył ludzi. Ukrywał się m.in nad jeziorem Rożnowskim. Ostatecznie on także usłyszał prokuratorski zarzut sprawstwa kierowniczego - jego pseudo-lekarskie porady miały doprowadzić do śmierci dziewczynki. Odpowiadał z wolnej stopy, a na rozprawach i przesłuchaniach zawsze pojawiał się w otoczeniu swoich "wyznawców" którzy zażarcie go bronili.
W końcu, po trzech latach od śmierci Madzi sąd uznał znachora winnymi skazał na 3,5 roku więzienia i grzywnę. Sąd stwierdził także, że Marek H. udzielił świadczeń zdrowotnych ponad 30 ustalonym osobom i innym nieustalonym. Rozpoznawał schorzenia, diagnozował je i ustalał ich sposób leczenia. Marek H. wykorzystywał do tego różdżki, substancje określane przez siebie jako pierwiastki, zalecał stosowanie suszu roślinnego i preparowanych przez siebie maści. Wykorzystywał przy tym wiarę „pacjentów" w posiadane przez niego właściwości nadprzyrodzone. W ten sposób osiągnął korzyści majątkowe niemniejsze niż 61 720 zł. Znachor nie miał żadnego wykształcenia medycznego. Z zawodu był kierowcą i magazynierem. Marek H. zmarł w lutym 2020 roku, w szpitalu Aresztu Śledczego przy ul. Montelupich w Krakowie. Miał 72 lata. Do odsiedzenia pozostało mu jeszcze kolejne niecałe dwa lata.
Michał P. i Joanna P. ostatecznie dobrowolnie poddali się karze. Usłyszeli wyrok - pół roku więzienia oraz dwa lata pracy społecznej na rzecz osób starszych. Madzia początkowo została pochowana w wynajętym grobie. – To była tajemnica. Nie było tabliczki z nazwiskiem, ale stały aniołki i serduszka, domyślaliśmy się, że to właśnie grób małej Madzi – mówi nam mieszkanka Brzeznej. Jakiś czas temu szczątki dziewczynki zostały przeniesione. Grób Madzi regularnie odwiedzają bliscy.