Do wypadku doszło na terenie Zamku Golubskiego. 19-letni Oskar Sz. został przygnieciony przez lufę armaty. Nastolatek zmarł w szpitalu w Brodnicy. Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Toruniu, prokurator Andrzej Kukawski przekazał naszej dziennikarce, że poszkodowany wydostał się spod niej o własnych siłach, ale zaczął tracić przytomność. Wtedy jego kuzyn zawiadomił służby ratownicze. Niestety, finał był najgorszy z możliwych. Śledztwo jest na wstępnym etapie, czekamy m.in. na wyniki sekcji zwłok. Tymczasem do sprawy odniósł się prezes zamku w Golubiu-Dobrzyniu, Stefan Borkowicz.
Czytaj więcej: Dramat na zamku w Golubiu-Dobrzyniu. Prokuratura ujawnia nowe ustalenia w sprawie śmierci 19-letniego Oskara
Tragedia na Zamku Golubskim. Ważne słowa prezesa
Prezes Borkowicz podkreślił, że 27 września po godzinie 22:00, dwie osoby weszły na teren obiektu. Zamek Golubski jest czynny do 18, więc nie miały prawa tam przebywać. Ok. godziny 23:00 pojawiło się tam pogotowie, a później policja.
Chciałbym zdementować informacje medialne i zdjęcia, które zostały pokazane w mediach. Sprawa nie dotyczy kolubryny, ważącej ok. 7 ton i jej wielkość jest potężna. Ci młodzi ludzie weszli od innej strony zamku, gdzie stoją nieduże kopie armatek, ważących 200, czy kilkaset kilogramów. Nie mamy możliwości stwierdzenia, czy przyczyną śmierci była ta armata - podkreślił Stefan Borkowicz.
Na omawianym terenie obowiązuje zakaz dotykania i wchodzenia na kolubryny oraz armaty. Wszystkie okoliczności tragedii wyjaśniają policjanci pod nadzorem prokuratury. Prezes Borkowicz nie ukrywał, że jest mu bardzo przykro z powodu dramatu, który rozegrał się na zamku. - Wyrazy współczucia składamy rodzinie zmarłego - podkreślił nasz rozmówca.