O tym, że Ewa K. z Sumina (woj. kujawsko-pomorskie), matka czwórki dzieci, pije i bierze narkotyki, mówiło się we wsi głośno. - Niby to ukrywała. Wiedziała, kiedy przyjdzie do niej pracownica z opieki społecznej, to wtedy prała, dom sprzątała. Piła nocami – mówił szwagier kobiety. Jej mąż siedzi w więzieniu, więc 25-latka smutki zalewała wódką. Tak też było feralnego wieczora. Kiedy już zaszumiało jej w głowie, ruszyła po działkę. Zabrała ze sobą najmłodsze dzieci, starsze zostawiła z babcią i odjechała z piskiem opon.
- Około godz. 22 patrol zauważył Volkswagena Polo, który migał światłami, jechał od prawej do lewej strony jezdni – opisywała podinsp. Wioletta Dąbrowska, oficer prasowy KMP w Toruniu
Funkcjonariusze chcieli zatrzymać auto. Ewa K. tylko przyspieszyła. Według biegłych, pędziła 120 km/h. Samochód wypadł z drogi i dachował. Policjanci od razu przystąpili do udzielania pomocy poszkodowanym. Karetki pogotowia zabrały chłopców i matkę do toruńskich szpitali. Pomimo starań lekarzy, Adasia nie udało się uratować.
Ewa K. miała ponad promil alkoholu w organizmie. W jej torebce policjanci znaleźli woreczek z narkotykami.
25-latka odpowiadała za spowodowanie śmiertelnego wypadku, jazdę pod wpływem alkoholu, narkotyków i bez uprawnień. Sąd Rejonowy w Lipnie skazał ją za to na 9,5 roku więzienia. Prokuratura uważa, że to zbyt mało. - Złożyliśmy apelację, wnioskujemy o 12 lat pozbawienia wolności, czyli maksymalny wymiar kary - mówi Alicja Cichosz, szefowa lipnowskiej prokuratury.
Polecany artykuł: