Apator Toruń wygrał na Motoarenie. Absurdalna decyzja sędziego popsuła święto na trybunach

2020-07-11 22:30

Żużel przed telewizorem jest jak rosół bez przypieczonej cebuli. Doskonale wiedzą o tym w Toruniu. Ci, którzy przyszli na mecz ze Startem Gniezno nie pożałowali. Szkoda tylko, że od kibicowania jutro będą boleć gardła. Niepotrzebnie też fani skierowali pod adresem arbitra wulgarne słowa. Mogli krzyczeć sędzia kalosz.

Na toruńską Motoarenę przez pandemię mogło wejść tylko 3800 kibiców. Nasz dziennikarz odniósł wrażenie, że na stadionie przed pierwszym biegiem zgromadziło się zdecydowanie więcej kibiców. Mało tego było więcej niż w ostatnich kolejkach poprzedniego sezonu, gdy toruńska drużyna występowała jeszcze w ekstraklasie.

Nie tylko większa ilość kibiców mogła zaskoczyć zawodników miejscowego eWinner Apatora. Doping, doping i jeszcze raz doping. Zaczęło się jeszcze przed pierwszym biegiem. Tak głośno kibice nie wspierali torunian od dawna. Nie przerwali nawet po pierwszym biegu. Ten zakończył się zwycięstwem gości w stosunku 4:2. 

Drugi bieg. To chyba była najważniejsza gonitwa tych zawodów. Anioły wygrały bieg młodzieżowy 5:1. Tego w Toruniu najstarsi górale nie pamiętają. O ile zwycięstwo Igora Kopcia-Sobczyńskiego nie jest żadną niespodzianką to drugie miejsce Kamila Marcińca robi wrażenie. Zawodnik Apatora przez cztery okrążenia odpierał ataki bardziej doświadczonych od siebie zawodników. Było widać, że jego motocykl nie ma mocy, ale on mimo to skutecznie się obronił

Po tym biegu na trybunał zapanowała euforia która trwała do końca zawodów z krótką przerwą, ale o tym za chwilę. 

Chris Holder kupił kibiców tym co zrobił w biegu 8. Dwóch gości z Gniezna wyprzedził niczym tyczki. Takiego Holdera chcą kibice w Toruniu. W następnym biegu wystartował jego brat Jack z Wiktorem Kułakowem. Mimo, że byli na podwójnym prowadzeniu, to było widać, że motocykl Wiktora nie ciągnie tak jak trzeba. Jack go holował. Mało tego - po ostatnim wirażu puścił Wiktora przed siebie a sam zablokował zawodników z Gniezna. Adrian Miedziński nie musiał nic robić. On był, jest i będzie zawsze kochany w Toruniu.

Dobra atmosfera został popsuta w biegu 12. Kibice uważali, że taśma po starcie nie poszła równo i bieg powinien zostać powtórzony. Powtórki telewizyjne pokazały, że taśma została wstrzymana przez niefortunnie stojącą kamerę. Sędzia podjął inną decyzję. Kibice brzydko zaczęli krzyczeć. Wystarczyłoby gdyby krzyczeli sędzia kalosz i mogło się obyć bez wulgaryzmów.

Po meczu, który torunianie wygrali 55:35 - fani długo nie mogli wyjść, ze stadionu. Bili brawo i śpiewali. Nasz dziennikarz gdy wyszedł ze stadionu, spotkał dwóch sędziów. Panowie, którzy na co dzień orzekają w toruńskich sądach, mieli takie same zdanie co pozostali kibice. Sędziowie nie zasiadają w sektorze dla VIPów, tylko z normalnymi kibicami. Oni doskonale pamiętają, jaka była afera z jednym ze sponsorów. Dlatego dmuchają na zimne.

Zwiedzanie Torunia powinniśmy rozpocząć w sercu miasta

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki