Arkadiusz O. mieszka w Malborku (woj. pomorskie) z żoną i dwójką dzieci. Kilka dni temu zaczął mówić, że widzi diabły. Powtarzał, że są wszędzie i jest śledzony. Przerażona małżonka wyrzuciła go z domu. Mężczyzna pojechał do swoich rodziców pod Grudziądzem (woj. kujawsko-pomorskie). - Nam też skarżył się na szatany. Mamy ogromny problem z synem. Od ponad 10 lat bierze dopalacze. Nie chce zgodzić się na leczenie - mówi nam jego matka.
Pobudzony Arkadiusz wsiadł do swojego citroena C3 i pojechał do Torunia. Czekał przed bramą rozgłośni Radia Maryja aż się otworzy, kiedy ktoś będzie stamtąd wyjeżdżał. Wtedy pędem ruszył do środka. Zostawił auto, wszedł do budynku, ale szybko wrócił. Oblał swój samochód benzyną i podpalił. Po chwili został zatrzymany przez policjanta po służbie.
- On do o. Tadeusza Rydzyka przyjechał po pomoc - przekonuje matka Arkadiusza O. - Policjanci przeprowadzili rewizję w naszym domu i w mieszkaniu synowej. Szukali bomby - dodaje.
37-latek został przesłuchany w prokuraturze. Odmówił składania wyjaśnień. Śledczy postawili mu cztery zarzuty: jazdy pod wpływem narkotyków, naruszenie miru domowego, kradzieży dowodu osobistego i sprowadzenie pożaru. Grozi mu za to do 10 lat więzienia. Sąd zdecydował o jego tymczasowym aresztowaniu na trzy miesiące. - Może wreszcie trafi coś do jego głowy i przestanie brać narkotyki - wzdycha matka.