Mija 10 lat od koszmaru, który spotkał rodzinę 14-letniej Eweliny ze Służewia pod Toruniem
Ewelina była śliczną blondyneczką. Mieszkała z rodzicami w niewielkim domu w Służewie pod Toruniem. Do szkoły miała niecałe półtora kilometra i drogę pokonywała rowerem. Tak też było 8 grudnia 2010 roku. Gdy jechała do szkoły, została potrącona przez samochód. Upadła w zaspę.
- Ewelinko, co ci się stało? - powiedział do niej Jacek U. wychodząc z samochodu. Dziewczynka go znała: to daleki krewny jej mamy, więc nie bała się wsiąść do jego samochodu. Ten jednak zamiast do szpitala wywiózł ją do lasu, niedaleko cmentarza w Chlewiskach.
- Tam przyłożyłem jej nóż do gardła. Kazałem się jej rozebrać i zrobiłem to z nią. Nie wiem, dlaczego przy tym zadawałem jej ciosy nożem. Ciąłem jej skórę, a ona krzyczała - mówił na przesłuchania wtedy 26-letni Jacek U. - Zabić jej nie chciałem. Naprawdę tego nie planowałem. Po prostu się stało.
Ciało Eweliny znaleziono 20 kilometrów od domu
Morderca zostawił ciało dziewczynki w lesie 20 kilometrów od jej domy. Dopiero po miesiącu zostały znalezione jej zwłoki. Policja bardzo szybko zatrzymała jej dalekiego kuzyna Jacka U.
- To nie była łatwa sprawa. Mieliśmy spalony samochód i ślady opon - mówili nam policjanci.
Jacek U. swoje zachowanie tłumaczył niezaspokojonymi dużymi potrzebami seksualnymi. Mówił, że śmiały się z niego prostytutki stojące przy drogach, a znudziło mu się to robić z krowami.
Sąd Okręgowy we Włocławku skazał go na dożywocie. O przedterminowe zwolnienie może się ubiegać po 35 latach odsiadki. Zwyrodnialec nie odwołał się od tego wyroku.