ocena 10 na 10!

Dwudaniowy obiad dla trzech osób za 60 złotych, w tym kompot i deser?! Znaleźliśmy takie miejsce! W czasach paragonów grozy to wyspa kulinarnego szczęścia

2023-07-13 10:50

To nie fantazja: obiad dla 3 osób za 60 złotych i to z pysznymi deserami. Czy to możliwe?! Tak! Wysłannik "Super Expressu" zapłacił 60 złotych za furę jedzenia dla kilku osób! - Pomidorowa była jak u babci, ziemniaczki palce lizać, a o kotletach nie wspomnę - mówi nasz dziennikarz.

Ta zabielana pomidorowa za 4,80 zł, która nasz tajny wysłannik zjadł w barze mlecznym "Kanka" w Wałbrzychu, to było arcydzieło sztuki kulinarnej. Jak mówi, czegoś tak pysznego jeszcze nigdy nie jadł. Zupa była bez proszku, kostki rosołowej i polepszaczy smaku.

- To była nasza polska pomidorowa. W zupie były warzywa i kawałki pomidorów - mówi. Nasz dziennikarz razem z dwójką współpracowników (żoną i synem) udał się z rodzinnego Torunia na Dolny Śląsk. Pojechał tam szukać złotego pociągu. Przez kilka dni chodził, chodził i niczego nie znalazł. Gdy wysiadł z pociągu na dworcu "Wałbrzych Miasto" zaszedł na obiad do pierwszego napotkanego baru mlecznego. Gdy przekroczył jego progi pomyślał, że przeniósł się na plan jakiego filmu science fiction. Była godzina 15:30. - Baśka, wyszły ziemniaki. Pomidorowa się kończy! Dawaj jak najszybciej - krzyczała jedna z pań nakładająca jedzenie na talerze do pań w kuchni.

- W kolejce do lady staliśmy blisko pół godziny. Po raz pierwszy byliśmy w tym barze. Zamówiliśmy: dwie zupy pomidorowe z makaronem, dwa krokiety z mięsem, dwa kotlety mielone, dwa kotlety panierowane z fileta z piersi kurczaka. Do tego ogromna porcja surówki i dwie porcje ziemniaków - wylicza dziennikarz.

Wzięli jeszcze trzy kompoty i dwa desery, które dosłownie przed oczami naszego dziennikarza jedna z kucharek przyniosła na półkę. Za to wszystko zapłacili 60 zł! - Ziemniaki były młode, doskonale ugotowane i doskonale smakowały. Natomiast surówka była świeżutka. Nasz najmłodszy 12-letni współpracownik zjadł ogromną porcję ziemniaków, dwa kotlety panierowane i całą surówkę, która była dla niego i jego ojca - dodaje nasz wysłannik.

Jeden deser kosztował 3,50 zł. Na dole sporego kubeczka były kawałki galaretki, a na niej ubita śmietana. Musiała zostać ubita niedawno.

- O tej porze to już polędwiczek w sosie porowym od dawna nie ma - tłumaczyła jedna z kucharek klientom. Nasz dziennikarz nie byłby sobą, gdyby na miejscu nie porozmawiał z osobami, które także jadły tam posiłki. - Ten bar działa z pięć lat. Jest tanio i pysznie - usłyszał od jednego z mieszkańców Wałbrzycha.

Poprzedniego dnia torunianie zjedli obiad w restauracji we Wrocławiu. Zapłacili wtedy 180 zł. Następnego dnia na zamku w jednej z tamtejszych restauracji zapłacili za obiad dla dwóch osób za 163 zł. - We Wrocławiu kotlet schabowy był twardy jak podeszwa od starego buta. Na zamku placek ziemniaczany, na którym był gulasz wieprzowy z jednej strony został spalony na czarny węgiel - mówi dziennikarz.

Sonda
Jadasz czasami obiady w barach mlecznych?
Kuchenne rewolucje - Magda Gessler ratuje Łódzką restaurację!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki