Panowie pracowali w małej firmie, która zajmuje się produkcją trawników we wsi Zdrojewo (woj. kujawsko-pomorskie). Zanim trawę sprzeda się w formie dywanu, najpierw zasiewa się ją na torfie. Ten, przywożony w wielkich bryłach, musiał więc być najpierw rozdrobniony. - No zawsze ten torf wrzucaliśmy do rozdrabniarki. Ja z nim od 3 lat to robiłem - mówi, powstrzymując łzy pan Edward. - Ja nie wiem, który z nas wrzucił ten kawałek torfu do rozdrabniarki - szczerze przyznaje.
Huk po wrzuceniu bryły torfu z granatem w środku był ogromny. Gdy pan Edward na chwilę odzyskał przytomność, zobaczył, że jego kolega nie żyje. Sam szybko trafił do szpitala w Grudziądzu z raną brzucha typową dla żołnierzy. Jest już po jednej operacji, ale czeka go jeszcze jedna gdyż odłamki trafiły go też w miednicę. Na szczęście dzisiaj już jego życie nie jest zagrożone.
- Na miejsce zdarzenia zostali wezwani saperzy. Oni przekazali nam, że to eksplodował granat z czasów II Wojny Światowej - mówi st. asp. Piotr Dudziak z zespołu prasowego KWP w Bydgoszczy.
Inny pracownik tej firmy, jest przekonany, że Niemcy powinni zapłacić ogromne odszkodowanie rodzinie zmarłego. - To oni na nas napadli. Gdyby tego nie zrobili, to tego granatu by nie było w tym torfie i Kamil by żył – uważa Ireneusz Dudek (60 l.) - Dobrze by było, abym dostał od Niemców odszkodowanie za tą moją ranę. Nie wiem tylko, czy to możliwe – wtóruje mu leżący na szpitalnym łóżku pan Edward.