Toruńska firma fonograficzna HRPP Records wypuściła swoje 50 (!) już wydawnictwo. Jest to debiutancki album grupy Panzerflower z niedalekiego Gniewkowa. Ale muzycy są doskonale znani z innych, kojarzonych z Toruniem, kapel – Saturday Night Special czy Mr. Lajt. Szczerze mówią podchodziłem do tej płyty z pewną nieśmiałością, bo jej wokalistę Tomka Gremplewskiego kojarzyłem przez lata z southern rockiem. Przez lata śpiewał w SNS – zespole grającym właśnie w takim stylu. A ja nie jestem wielkim fanem takiego muzykowania. No, ale de gustibus non est disputandum.
Moje obawy rozwiały już na szczęście pierwsze dźwięki płyty. Od razu zapachniało starym dobrym hard rockiem! Na tej płycie królują riffy, riffy i jeszcze raz… melodia. Dlaczego? Każdy utwór ma konkretny i solidny gitarowy szkielet, który pozwala pokazać wokaliście, że potrafi zaśpiewać mocnym, męskim głosem atrakcyjną melodię. Podkreślę to słowo - melodię. Tomek Gremplewski pokazuje, że nie trzeba forsować gardła, żeby zabrzmiało to hard n' heavy. Oczywiście od wpływów southernowych zespołowi nie udało się uciec i pod koniec robi się trochę w tym klimacie, ale to nie zarzut z mojej strony.
To tylko pokazuje, że Panzerflower nie zamyka się na różne wpływy. Żeby nie było, że Panzerflower tylko „łoi”. Są tu też fragmenty, o których mówiło się kiedyś „ballada rockowa”. Parę słów o produkcji płyty. Już dawno nie słyszałem takiego surowego i „szczerego” brzmienia. Muzycy wychodzą z założenia, że gitara, bas, perkusja i wokal, to wszystko co potrzebne w rocku. Ma być mocno i prosto - reszta zbędna. Chociaż na płycie pojawiają się, bodaj w dwóch piosenkach, klawisze, co bardzo ładnie uzupełnia brzmienie. Od czasu do czasu mamy nadające klimatu chórki. I na koniec taka moja refleksja – rock nie umrze, dopóki będą wychodziły takie płyty jak Panzerflower.
Tomasz Gremplewski (wokalista zespołu) i Michał "Boras" Borowiak (basista) gościli w radiu ESKA i rozmawiał z nimi Paweł Jankowski