- Czuję się dobrze - tyle miał do powiedzenia Grzegorz J., (52-l), gdy wchodził do prokuratury rejonowej Toruń Centrum-Zachód
Pan Grzegorz wyglądał na mocno skacowanego. Był nieogolony. Przez to, że się nie ogolił, jego twarz przypominała świńską szczecinę. To jednak był jego najmniejszy problem. Prokurator postanowił osobiście porozmawiać z podejrzanym o jego wyczynach.
Przypomnijmy, że pijany mężczyzna odebrał wnuczka z przedszkola. To co się wydarzyło później, przyprawia o palpitacje serca. Pan Grzegorz wsiadł z wnukiem do Toyoty. Jechał z nim, trzymając go na kolanach. Na ulicy Makowej uderzył bokiem w zaparkowane Renault.
- Przechodnie wyczuli od mężczyzny alkohol, więc wyciągnęli kluczyki ze stacyjki toyoty, żeby uniemożliwić mu dalszą jazdę. Kierowca pozostawił dziecko w samochodzie i uciekł. Na miejscu błyskawicznie pojawili się policjanci, którzy zaopiekowali się chłopcem. Chwilę po zdarzeniu na miejscu pojawiła się matka dwulatka, która przejęła dziecko od funkcjonariuszy. Chłopiec, którego wiózł nieodpowiedzialny szofer był jego wnukiem. Mundurowi od razu rozpoczęli poszukiwania kierowcy. Okazało się, że 52-latek uciekł do domu, który znajdował się kilkaset metrów od miejsca zdarzenia. Mężczyzna w chwili zatrzymania miał ponad 2 promile alkoholu w organizmie. Trafił prosto do policyjnej celi. Na całe szczęście podczas zderzenia chłopcu nic się nie stało - mówi młodszy aspirant Wojciech Chrostowski z biura prasowego toruńskiej policji.
Mężczyzna usłyszał zarzut kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości oraz narażenie wnuka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Grozi mu do 5 lat więzienia.
Na szczęście Toyota w inne auto uderzyła bokiem. Tylko dlatego poduszki powietrzne nie wystrzeliły. Aż strach pomyśleć, co by się mogło stać dwuletniemu Ignasiowi. Chłopieć nie jechał w foteliku.