Jakub wisiał na drzewie koło Golubia-Dobrzynia. Tajemnicza śmierć nastolatka. "Łzom goryczy nie ma końca"
Pod koniec 2014 roku Lech Schimanda i jego żona Maria przeżyli dramat, którego nie sposób pojąć. Ciało 18-letniego Jakuba wisiało na skraju lasu w Gałczewie (powiat golubsko-dobrzyński, woj. kujawsko-pomorskie). Jak podaje w swoim materiale Dawid Serafin z "Onetu" - znaleźli go Łukasz, Andrzej i Damian - zawiadomieni przez Karola J., kolegę Jakuba. Ten miał widzieć denata żywego jako ostatni. Ofiara wagarowała, o czym ojciec dowiedział się od dyrektorki. Jakub Schimanda miał powiedzieć tacie, że odwiezie kolegę i wróci. Co było dalej? Śledczy ustalili, iż chłopak odebrał sobie życie. Czy tak było naprawdę? Przez lata pojawiało się coraz więcej wątpliwości.
Czytaj też: Karolina za kilka dni miała wziąć ślub. Pielęgniarka i jej kolega zginęli w koszmarnym wypadku koło Rypina
Dlaczego Jakub miałby targnąć się na swoje życie? Z akt prokuratorskich, na które powołuje się Onet wynika, że rozstał się z dziewczyną, dostał mandat za przekroczenie prędkości i pokłócił się z rodzicami o wagary. Rodzice nie zgadzają się z takimi wynikami śledztwa.
- Łzom goryczy nie ma końca. Chcemy poznać prawdę i dowiedzieć się, co wydarzyło się w tym lesie. Żyjemy nadzieją, choć cały czas rzuca nam się kłody pod nogi - powiedział Lech Schimanda, cytowany przez Onet.
Skąd wątpliwości? M.in. przez rozbieżności w zeznaniach Karola J., który miał przekonywać, że to Damian Ż. poinformował go o znalezieniu Jakuba, a nie odwrotnie. Rodzice Karola mieli potwierdzić, że odkąd rozstał się on z denatem - cały czas przebywał w pokoju i grał w grę. Czy są wiarygodni? Mężczyzna miał pracować do późna i polegał na zeznaniach żony, która miała mieć klientów w gabinecie kosmetycznym do wieczora. To jednak nie wszystko. - Samochód Jakuba znaleziony w lesie policjanci oddali nie rodzicom, a Karolowi J. Ten wrócił nim do domu, chociaż nie miał prawa jazdy. Nastolatek zwrócił auto rodzicom Jakuba dopiero po kilku dniach. Pojazd był w środku dokładnie wysprzątany i umyty. Wypolerowana była także maska i dach samochodu - czytamy w materiale Onetu.
Karol J. miał zmieniać zeznania dotyczące czyszczenia samochodu, wspólnego zapłacenia mandatu i powodach samobójstwa Jakuba Schimandy. Mało tego - kiedy po raz pierwszy umorzono (po dwóch dniach) śledztwo w sprawie śmierci chłopaka, rodzice nie zamierzali się poddawać.
- Kiedy zaczęli pytać i dociekać, ktoś podpalił ich gospodarstwo, zniszczył samochód, uszkodził krzyż ustawiony na miejscu znalezienia ciała. Podpalono także drzewo, na którym zawisł Jakub. Maria i Lech Schimandowie przez jakiś czas odbierali głuche telefony - informuje dziennikarz Onetu.
Sprawa została w grudniu 2020 roku umorzona przez toruńską prokuraturę. Rodzina chłopca zaskarżyła decyzję, ale Sąd Okręgowy w Toruniu ją podtrzymał. Cały czas trwa postępowanie ws. możliwych zaniedbań ze strony miejscowych śledczych. Nie wiadomo, czy pojawią się nowe wątki w sprawie.
Jeżeli byliście świadkami wypadku bądź niepokojącego zdarzenia w regionie - pożaru, stłuczki itd., dajcie nam znać! Ostrzeżemy innych i ułatwimy komunikację. Zapraszamy również w razie jakichkolwiek problemów/pytań. Czekamy na naszym Facebooku oraz na mailu - [email protected].