Historia tego przystanku to brazylijska telenowela. Jego budowa kosztowała blisko 100 tysięcy złotych. Taka kwota może robić wrażenie. Przystanek stoi przy toruńskim Kaszowniku już blisko trzy lata. Po roku mieszkańcy zorientowali się, że nie stanął przy nim żaden autobus. Po dwóch, że zniknął do warsztatu, gdzie był naprawiany. Nie tak dawno prezydent Torunia przyznał, że w ciągu 10 lat na przystanku nie stanie żaden autobus, bo został zbudowany w takim miejscu, że jak kierowcy będą stawać, to czas przejazdu autobusem będzie wydłużony. Wszyscy już machnęli ręką. Wydawało się, że Arkadiusz Brodziński znany toruński aktywista znalazł miejsce aby dobrze wykorzystać przystanek. Zapowiedział, że zrobi wszystko, aby ten przystanek został pomnikiem dokonań Michała Zaleskiego jako prezydenta Torunia. Dalszy ciąg felietonu pod galerią ze zdjęciami.
Już nie przystanek widmo! Toruń wreszcie odetchnął
No i nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki okazało się, że na przystanku stają autobusy. Jeden z czytelników portalu se.pl/torun poinformował redakcję o tym, że autobus miejski staje przy Kaszowniku ciemną nocą. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Przystanek wreszcie służy mieszkańcom, a prezydent się nie chwali. Musiałem zapytać o to jego rzeczniczkę. Ta na nasze pytania odpowiedziała jeszcze tego samego dnia.
- Przy tym przystanku zatrzymują się obecnie autobusy linii nocnej N94, które kursującą w zamian za zlikwidowaną nocną linię tramwajową N3. Pozostałe linie mogą się tam zatrzymywać incydentalnie w przypadku objazdów spowodowanych np. wypadkami drogowymi - przekazuje Anna Kulbicka-Tondel.
No trochę przykro mi się zrobiło z tego powodu, że prezydent wiedział, a nic nie powiedział. Jako osoba, która pisze o przystanku od blisko trzech lat, po tym jak Pan Prezydent by przeciął wstęgę wręczyłbym my kwiaty. Naprawdę prezydent na nie zasługuje. Takiego sukcesu nie miał dawno.
Felieton autorstwa dziennikarza "Super Expressu", Mariusza Korzusa