Otłoczyn. Największa katastrofa w historii polskiej kolei. Minęła 41. rocznica
19 sierpnia 1980 roku, tuż przed świtem, ze stacji Toruń Główny rusza w kierunku Włocławka o pół godziny spóźniony osobowy pociąg pospieszny z Kołobrzegu do Łodzi. Jest 4.18. Dwie minuty później w przeciwnym kierunku wyjeżdża pociąg towarowy z Otłoczyna, którego maszynista, zmęczony po dwudziestokilkugodzinnej służbie, ignoruje znak „stój!” na semaforze i, prując rozjazd krzyżowy, wjeżdża pod prąd na lewy tor, po którym zdąża mu naprzeciw osobowy. Błąd maszynisty towarowca sygnalizują automatyczne urządzenia sterowania ruchem, błyskawicznie dowiadują się o nim kierujący ruchem w tym rejonie dyżurni. Nic jednak nie można zrobić, kierujący pociągami nie mają bowiem żadnych środków łączności. O 4.30, w wąwozie na trasie Otłoczyn-Brzoza Toruńska, dochodzi do zderzenia. W katastrofie ginie 67 osób: kierownik pociągu, maszynista i dwóch pomocników oraz 63 pasażerów.
Dalsza część tekstu pod galerią.
Otłoczyn. Największa katastrofa w historii polskiej kolei. Winny nie tylko maszynista?
Jak informuje Gazeta.pl, na kulisy katastrofy kolejowej w Otłoczynie padło nowe światło, po tym jak postanowił się nią zająć Jonasz Przybyszewski. W swojej książce "25. godzina" zgromadził wszystkie dostępne dokumenty, włączając zeznania świadków. Jego zdaniem zachowanie maszynisty Mieczysława Roschek, które doprowadziło później do zderzenia pociągów, mogły być spowodowane dużym zmęczeniem, na co zresztą miał zwracać uwagę przełożonym. Jeszcze gdy był w Pile, próbował uniknąć podróży do Bydgoszczy i Torunia, prosząc w rozmowie telefonicznej z pracownikami PKP z Chojnic o zmianę przydziału, do której ostatecznie nie doszło. Katastrofa kolejowa w Otłoczynie miała być wynikiem problemów systemowych toczących polską kolej, której wielu pracowników było przytłoczonych pracą - to m.in. z powodu wakacji i dużej liczby urlopów oraz strajków, które miały rozregulować transport. Zdaniem Przybyszewskiego PKP nie zwracało wystarczającej uwagi na limity pracy, normy i zasady bezpieczeństwa. Mężczyzna pisze, że koszty nie pozwoliły ponadto na zakup nowych systemów bezpieczeństwa, dzięki którym można było np. zdalnie zatrzymać wszystkie pociągi w okolicy.