Takiego skandalu w Polskim żużlu jeszcze nie było. Młody zawodnik toruńskiego Apatora w niedzielnym bardzo ważnym meczu ze Stalą z Gorzowa nie będzie miał na czym pojechać. Bez punktów zdolnego juniora zwycięstwo Apatora w niedzielnym arcyważnym meczu, który ma zostać rozegrany 17 lipca urasta do rangi mission impossible.
Czytaj też: Żużel. Apator Toruń - Stal Gorzów: Składy, zapowiedź meczu 12. kolejka PGE Ekstraligi
Jak ustalili nasi dziennikarze, motorami Lewandowskiego zajmuje się obecnie toruńska policja.
- 11 lipca do nas przyszli jego pełnomocnicy. On nie mógł złożyć zawiadomienia, bo jest nieletni. Rodzice poinformowali nas, że ich syn został okradziony. Chodzi o dwa motory, silniki, przekładki narzędzia i wiele jeszcze innych rzeczy. Swoje straty wycenili na kwotę 100 tysięcy złotych - mówi nam jeden z toruńskich policjantów. Dwa dni później na komendę przyjechała osoba, która zabrała motory Lewandowskiemu.
- Ta osoba powiedziała nam, że jak Lewandowski był młody, to ona mu pomagała. Mówiła, że mieli umowę. Teraz Lewandowski zaczął zdobywać punkty w Ekstralidze. Osoba, która do nas przyszła powiedziała, że Lewandowski powinien pieniędzmi za zdobyte punkty w Ekstralidze się z nią podzielić. Mówiła, że Lewandowski ma jej płacić. Zapewniła nas, że motory są jego - dodaje.
Sprawa nie jest prosta, bo według naszych nieoficjalnych informacji ramy do motorów nie są Lewandowskiego. Według naszych informacji, silniki mają być Lewandowskiego. Obie strony konfliktu kopie dokumentów przekazały stróżom prawa.
- W sprawie, o którą pan pyta zostało wszczęte postępowanie. Postępowanie jest w sprawie. Do tej pory nikomu nie zostały postawione zarzuty - mówi nam aspirant Wojciech Chrostowski z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Toruniu.
Czytaj też: Żużel. Stal - Apator: Wielkie emocje na Jancarzu! Zmarzlik i Woźniak wyszarpali triumf [Relacja]