Pacjentka włocławskiego szpitala była w zaawansowanej ciąży. Mimo to, w lutym przyjechała w okolice Włocławka w celach rodzinnych. Z ustaleń naszego dziennikarza wynika, że karetka została wezwana, gdy Martę bardzo bolała noga. Żołnierka trafiła pod opiekę lekarzy z włocławskiej lecznicy. Niestety, niedługo później spłynęły do nas informacje o jej śmierci. Pomimo przeprowadzenia cesarskiego cięcia, nie udało się również uratować jej małej córeczki. Ojciec małej Nel zawiadomił prokuraturę. - Śledztwo w sprawie, której dotyczą Pana pytania zostało przejęte do dalszego prowadzenia w Prokuraturze Regionalnej w Gdańsku Samodzielnym Dziale do Spraw Błędów Medycznych - poinformowała nas w piśmie prokurator Marzena Muklewicz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
- Zawiadomienie w tej sprawie zostało złożone w dniu 13 lutego 2024 r przez członków rodziny zmarłej. Śledztwo to pozostaje w toku, prowadzone jest w sprawie narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia oraz nieumyślnego spowodowania śmierci tj. o czyn z art. 160 § 2 kk w zb. z art. 155 kk - dodała pani prokurator.
Dalszy ciąg materiału z wypowiedziami rodziny i bliskich Marty znajdziecie pod galerią ze zdjęciami
Marta i Nel zmarły w szpitalu we Włocławku. Partner kobiety grzmi: "Spadła z noszy"
- W sprawie tej przeprowadzona została sekcja zwłok, prokurator zapoznaje się ze zgromadzonym już materiałem dowodowym. Wykonywane są także kolejne czynności procesowe, w tym przesłuchiwani są świadkowie - lekarze i personel medyczny oraz gromadzona jest pozostała dokumentacja medyczna. Po wykonaniu tych czynności podjęta zostanie decyzja co do powołania w sprawie kolejnych biegłych - informowała nas na początku marca rzeczniczka Prokuratury Rejonowej w Gdańsku, która prowadzi dochodzenie.
Nowe światło na sprawę rzucają wypowiedzi bliskich pani Marty - szwagra Marcina i partnera Kamila. Przejmujący materiał pojawił się w znanym programie "Uwaga" na antenie TVN. Ten drugi chodził z kobietą do szkoły rodzenia. Nie posiadał się z radości. Czuł, że spełniają się ich marzenia. Wyjazd do województwa kujawsko-pomorskiego miał być ostatnim przed porodem. Szwagier 34-latki wspomniał, że kobieta miała "nabrzmiałą, opuchniętą nogę, wystąpiły u niej duszności i ból w klatce".
- Marta pokazała ratownikowi nogę, ten się przyglądał. W tym czasie bardzo ciężko łapała oddech. Ratownik mówi: "Pani nie histeryzuje. To jest histeria". Miała problem, żeby utrzymać się na nogach, a oni ją na siłę przeciągali do karetki, na nogach. Miała silne duszności i podali jej tlen. Odjechali, bez sygnałów, na spokojnie, pomalutku. Jechali bez sygnałów. Mamy to nagrane na monitoringu z pobliskiego sklepu. Jechali około 20 minut. Google Maps pokazuje, że rowerem jedzie się 22 minuty - zrelacjonował załamany pan Marcin.
W szpitalu kobieta dostała 3 punkty w pięciostopniowej skali. W takich przypadkach na lekarza czeka się do godziny. Partner kobiety twierdzi, że medycy powinni działać szybciej, zwłaszcza że były sygnały świadczące o możliwej zakrzepicy.
- Z relacji świadków wiemy, że zajęli się nią dopiero, jak spadła z noszy, na których ją mieli. Pomocy niestety nie miała. Oczekuję ukarania winnych. Zdaję sobie sprawę, że zakrzepica to podstępna choroba i być może dla Martusi nie dało rady nic zrobić. Mam nadzieję, że sekcja i opinie biegłych wyjaśnią te wątpliwości. Jeśli chodzi o sposób pomocy, to mamy pewność, że szpital i pogotowie dały ciała - grzmiał pan Kamil.
Dziennikarze "Uwagi" dotarli również do dyrektorki Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Włocławku. Kobieta jest przekonana, że personel szpitala zrobił wszystko, co należało. Szwagier pani Marty stwierdził natomiast, że osoby przyjmujące kobietę na SOR powinny zauważyć niepokojące objawy.
- Zaczęliśmy czytać dokumentację karty medycznej czynności ratunkowych. A tam: brak obrzęku, brak duszności, brak jakiegokolwiek bólu. Dla nas to niepokojące, jak ratownik mógł zaznaczyć brak obrzęku, bólu w klatce czy duszności. Nic tam nie jest zaznaczone - powiedział wstrząśnięty pan Marcin.
Przedstawiciele prokuratury, z którymi kontaktował się nasz dziennikarz podkreślają, że wszystkie wątki w sprawie zostaną bardzo precyzyjnie sprawdzone. Choć temat wywołuje mnóstwo emocji, śledczy muszą się pozbyć wszelkich wątpliwości. Do tematu wrócimy w toruńskim oddziale "Super Expressu".
Polecany artykuł: