Choć wypadek małego Olka miał względnie szczęśliwy finał, bo chłopiec przeżył, obecnie czuje się dobrze i przechodzi rehabilitację, to jednak dla 32-letniej Ewy P., jego matki, sprawa przybrała niekorzystny obrót.
Na kobiecie, jako matce, ciąży obowiązek opieki nad dzieckiem. Tamtego feralnego dnia, 19 września, miała wyjść na chwilę wyrzucić śmieci. W tym czasie doszło niemal do tragedii. Chłopiec wspiął się na parapet, otworzył sobie okno i skoczył. Doznał ciężkich obrażeń, między innymi nóg. Przez prawie dwa tygodnie był w stanie śpiączki farmakologicznej. Wiele osób trzymało kciuki za małego Olka, a lekarze mówili potem niemal o cudzie. Dziecko po wybudzeniu szybko wracało do sił. Teraz przechodzi długotrwałą rehabilitację.
Po wypadku przez dłuższy czas nie stawiano nikomu zarzutów, ale śledztwo wciąż było prowadzone w sprawie przez Prokuraturę Rejonową Toruń-Wschód. Przesłuchiwano świadków, sąsiadów, gromadzono także dokumentację medyczną, powołano biegłego. Od zebranego materiału dowodowego miało zależeć, czy ktoś usłyszy zarzuty. Jeszcze na samym początku, tuż po zdarzeniu, uznawano je za nieszczęśliwy wypadek. Policja potwierdzała, że w tej rodzinie nie dochodziło wcześniej do żadnych niepokojących sygnałów.
W minionym tygodniu przesłuchano matkę Olka. Kobieta nie przyznała się do winy. Do sprawy będziemy wracać.