Marcin Gryga to 43-letni listonosz z Torunia. Paczki, listy, przesyłki - wszystko to stara się zawsze dostarczyć na czas. Nasz rozmówca mieszka na Bydgoskim Przedmieściu, ale nie jest zwyczajnym człowiekiem. Gdy kończy pracę, myśli o innych. Minęło wiele miesięcy, odkąd spotkał się z prezesem Dariuszem Kaproniem, zarządzającym Toruńską Fundacją Rozwoju "Wszystko Jest Możliwe" i po raz pierwszy padł temat projektu Coffee House Waryńskiego 19 - Toruń. To miejsce, gdzie uzależnieni od narkotyków, alkoholu, czy bezdomni znajdują pomoc i ciepły posiłek. Zagubieni, nie wiedzący dokąd zmierzają, wielu postrzega ich jako odpychających, śmierdzących, ale nie oni - nie wszyscy ci, którzy wraz z Marcinem starają się im pomóc.
Marcin Gryga z Torunia to listonosz-bohater. Doręcza ludziom przesyłki i ratuje życie uzależnionym [WYWIAD]
Konrad Marzec, "Super Express": Pamiętasz, od jak dawna jesteś zaangażowany w ten projekt?
Marcin Gryga, listonosz odpowiedzialny za projekt Coffee House Waryńskiego 19 - Toruń: Na pewno trwa to już ponad trzy lata.
Jak się narodził ten pomysł?
Wiedziałem, że mój przyjaciel, a zarazem prezes Toruńskiej Fundacji Rozwoju "Wszystko Jest Możliwe" Dariusz Kaproń prowadzi ten Coffee House. Wiedziałem też, że dziewczyny z wolontariatu mu pomagają, ale w luźnej rozmowie padło takie hasło, że nie zawsze są w stanie to ogarnąć. Przychodzą tam ludzie różnego pokroju - osoby uzależnione od alkoholu, narkotyków, hazardu. Nie każdy jest spokojny.
Czyli osoby, które są po alkoholu i po używkach mają do was wstęp?
Zasada jest taka, że jeśli ktoś pierwszy raz będzie pod wpływem, to ja ją wpuszczę. Drugi raz? Sorry Winetou. To są zasady, których się trzymamy. O ile osoba, która jest po alkoholu, to jeszcze jakoś pół biedy, ale osoby po narkotykach, to już różnie bywa. Może być pobudzona, "nosi ją".
Prezes Dariusz Kaproń poprosił cię, żebyś ty tym pokierował?
To nawet nie była prośba, ale stwierdził, że fajnie by było, jakby znaleźli się faceci, którzy to poprowadzą. On też nie był w stanie się wszystkim zajmować. Na początku mu nie odpowiedziałem twierdząco, musiałem się z tym przespać, porozmawiać o tym z żoną i omówić z nią kwestie organizacyjne. Mamy dwójkę dzieci, w tym jedno było w wieku przedszkolnym. Czułem jednak, że warto się w to zaangażować. Jest wiele fundacji i akcji, gdzie pomaga się samotnym matkom, zwierzakom, a ci ludzie z marginesu zostają samopas.
Z czego to wynika?
Ludzie się ich boją, niekiedy brzydzą. Można pójść z takimi osobami ze skrajności w skrajność. Nie zawsze ta osoba jest czyściutka, siłą rzeczy. Mówimy o osobach bezdomnych. Stwierdziłem, że warto w to wejść. Zadeklarowałem Darkowi, że chcę mu pomóc.
Na co mogą liczyć ci, którzy do was przyjdą?
Spotkania zawsze zaczynają się w piątki o godzinie 18:00 i trwają do 20:00. Każde z nich rozpoczynamy od posiłku. W okresie zimowym mamy takie dobre osoby, którzy wspomagają nas ciepłymi zupami z wkładką, a w okresie letnim przechodzimy do kanapek, kiełbasek, rozpalamy grilla. Po posiłku przedstawiamy temat na dany dzień, na końcu go omawiamy, jest wspólna dyskusja, niekiedy burzliwa. Rozmawiamy o uzależnieniu, o tym, dlaczego warto iść na odwyk. Są osoby, które potrzebują obcięcia włosów, czy wymiany garderoby. Zawsze staramy się mieć coś na taką wymianę.
Dużo osób przychodzi?
W okresie zimowym więcej, w letnim zazwyczaj mniej, choć w 2023 roku w okresie wiosenno-letnim mamy ich całkiem sporo. Bez problemów zbierzemy 20 osób, na nasze warunki to jest sporo. Mamy ograniczenia związane z pomieszczeniami, ale nikogo nie odrzucamy. My możemy stać, ale spotkanie zrobimy. Tak to wygląda.
Organizowaliście ostatnimi czasy wigilię dla samotnych i bezdomnych w Toruniu. Możesz przybliżyć, jak wygląda takie wydarzenie?
Robimy wigilię dla osób w potrzebie, to nie są tylko bezdomni, ale również mający problemy alkoholowe, którzy mają gdzie mieszkać. Ta wigilia jest dla nich wszystkich. Zeszłoroczna przerosła moje oczekiwania. Udało nam się fajnie zorganizować, było dużo jedzenia na tyle, że nawet wydawaliśmy uczestnikom na później. Były też usługi fryzjerskie, przygotowaliśmy paczki, aby te osoby poczuły, że dostają coś dla siebie, jak to w wigilię.
Rozumiem, że nadal jesteś listonoszem i energii ci nie brakuje?
Nie, nadal mam mnóstwo energii i dostaje ogromne wsparcie, m.in. od Darka Kapronia. Odpowiada zawsze na moje pytania i potrzeby...
... a dużo osób jest jeszcze zaangażowanych w wasze projekty?
Mamy coraz więcej wolontariuszy, np. tych, którzy zajmują się kanapkami, wyżywieniem, robią kawę, pomagają w sprzątaniu, czy w usługach fryzjerskich.
W jakim wieku są te osoby?
Najstarsza wolontariuszka ma 74 lata. Mamy też młodsze osoby, które nas wspierają. Jest rotacja. Warto jeszcze raz wspomnieć o osobie prezesa Dariusza Kapronia, bo prowadzenie fundacji nie jest łatwe, a przy tym prowadzić własną działalność. Darek jest również pastorem Kościoła Zielonoświątkowego Freedom w Toruniu. Bardzo dużo się u niego dzieje. Śmieje się zawsze - dobrze, że Darek nie ma psa, gdyż ten by go gryzł, bo by go nie poznawał. Darek ma mnóstwo energii, popycha ludzi do działania. Jego osoba jest kluczowa w tym wszystkim.
Czy jest przesadą powiedzenie, że ratujecie życie osobom, które do was przychodzą?
Mamy już kilka osób po odwyku. Głównym naszym celem jest popchnięcie tych ludzi do odwyku. Nasza fundacja podlega pod kampanię Teen Challenge, która skupia wszystkie Coffee House'y. Mamy dwa ośrodki odwykowe - w Łękini i Broczynie. W jednym z nich są osoby, które mają problem alkoholowy, a w drugim nawet z kumulacją problemów alkoholowych i narkotykowych. Taki osoby potrzebują więcej czasu i dłuższej rehabilitacji, aby wyjść na prostą. Te dwa ośrodki prężnie działają. Mamy teraz chłopaka, który będzie wychodził na dniach. Jest bardzo pozytywnie nastawiony. W Toruniu jest chłopak, który był już dwa razy na odwyku. Najpierw na krótkim, później na dłuższym.
Chcesz opowiedzieć o nim więcej?
Pomimo tego, że nie ma lekko w życiu, które cały czas prostuje - od 2 lat jest trzeźwy. Ma 43 lata. Naprawdę widzę w nim ogromną zmianę. Bardzo częstym wyzwalaczem jest porażka, sprawy pieniężne, długi, wszystko się nawarstwiło. Teraz pracuje legalnie i bardzo się z tego cieszy, że ma taką możliwość. Robi wszystko, aby wyjść na prostą. Staramy się go wspierać, zresztą każdemu, kto jest po odwyku próbujemy pomóc. To nie jest łatwe. Czasem się na nas wręcz obrażają.
DALSZY CIĄG WYWIADU POD ZDJĘCIAMI!
Za co?
Osoby bezdomne, będące w potrzebie, czasem wyobrażają sobie, że my będziemy ich utrzymywać, że coś od nas dostaną. My nie chcemy dawać marchewki, tylko wędkę, żeby taka osoba sama sobie wywalczyła powrót do życia. Nie zostawiamy ich samych sobie, ale nie mamy np. możliwości, aby ich gdzieś ulokować. Chcielibyśmy mieć hostel dla osób, wychodzących z nałogów, ale do tego daleka droga, bo trzeba mieć dużo pieniędzy. Na razie utrzymujemy się z 1,5% podatku, szukamy dotacji, wiele nie potrzebujemy. Nawet część czynszów pokryta, to już dla nas dużo. Często posiłki przygotowujemy z własnych pieniędzy.
Czego się nauczyłeś przez te wszystkie lata? Cierpliwości?
Utwierdziłem się w przekonaniu, że osoba, która pije to ma "wywalone" na kogoś. To nie jest prawda. Często jest tak, że gdy spojrzysz powierzchownie na te osoby, to pokażą ci, że jest wszystko super. W rzeczywistości, w środku wyją. Przy dłuższych rozmowach to wyjdzie, one się otwierają i my wiemy, jak jest.
Czy przez te kilka lat spotkałeś się z trudnymi momentami, kiedy pomyślałeś: "To nie na moje nerwy"?
Raczej nie, choć czasem człowiek się irytował, bo przygotowywał się do spotkania, a pojawiały się osoby, które przeszkadzały. Oni nie są niebezpieczni, ale koniecznie chcą się wygadać, ale nie ogarniają, że będzie czas na rozmowę, ale to za chwilę. To wybija z rytmu. Mimo wszystko, nigdy nie miałem tak, że "jadę bo muszę". Robię to, bo chcę, a nie z obowiązku.
Czyli w kolejnych latach nadal będziecie rozwijać wasze projekty?
Na pewno. Mamy plany, pojawiają się nowe możliwości. Będziemy się starać rozwinąć, bo Toruń pod tym względem troszeczkę kuleje. Jest schronisko, są wydawki jedzenia, ale brakuje takich pomieszczeń, zwanych ogrzewalniami. To jest o tyle dobre, że w okresie zimowym od godziny 20:00 do 6:00 osoby dostają ciepły posiłek, mogą się przespać na karimatach, może nie są to nie wiadomo jakie warunki, ale naprawdę osoby bezdomne chętnie z tego korzystają. W czasie zimowym bezdomni często śpią po śmietnikach, chowają się po klatkach, a z nich są wyrzucani. Ludzie różnie reagują.
Czegoś jeszcze brakuje w Toruniu?
Nie ma łaźni, gdzie codziennie można by się umyć. W Caritasie takowe są, ale ludzie się skarżą, że dostają zbyt mało czasu, aby się ogarnąć. Dochodzą do mnie głosy, że ludzie narzekają. Bezdomni często są ograniczeni ruchowo, nie wyrobią się w 5 minut. To jest proces, taka osoba musi usiąść, a nie zdąży. Efekt? Nie chodzi tam i jak ktoś jest czuły na zapachy, to wiadomo jak jest.
Ostatnie pytanie, czy miałeś kiedyś tak, że któryś z twoich podopiecznych przyszedł i powiedział "Uratowałeś mnie!"?
Wiesz co, bezpośrednio może nie, ale ten chłopak, o którym mówiłem wcześniej, z którym mam cały czas kontakt i wspieram go jak mogę, on wyrażał wdzięczność wobec nas i mówił, że nie wie, gdzie by był w danej chwili. Niestety, są osoby, które po chwili umierają. To jest straszna choroba. Tak trzeba na to patrzeć, że to nie jest moje widzimisię, że ja piję. W pewnym momencie organizm nie jest w stanie funkcjonować bez. To jest taki uzależniacz, że nie funkcjonujesz bez. Zdarzały się osoby, które idą do nas kolejny raz. Wiedzą, że nie mogą pić, a bardzo chcieli być. Co robili? Nie pili tego dnia. W pewnym momencie dochodziło do takiej delirki, że wyglądało to kiepsko. Jakbym podstawił pianino, to najpewniej by zagrał, tak mu ręce chodziły. Takie osoby walczyły tego dnia o trzeźwość, bo chciały u nas być.
Pod wywiadem znajdziecie galerię ze zdjęciami z inicjatyw, przy których działali Marcin Gryga, prezes Dariusz Kaproń, Ilona Rogaczewska i inni przedstawiciele Toruńskiej Fundacji Rozwoju "Wszystko Jest Możliwe".