W Nowym Szpitalu w Świeciu pracowała razem z synem. Znając realia i ryzyko pracy w służbie zdrowia, skorzystali z - oferowanego przez szpital - grupowego ubezpieczenia na życie. To właśnie Łukasz Krzymiński, kierowca w pogotowiu ratunkowym, miał otrzymać pieniądze po śmierci matki. Tak się jednak nie stało, a przynajmniej nie na początku.
Dwa dni po śmierci Pani Katarzyny, Łukasz Krzymiński złożył wniosek z jej polisy, a po miesiącu otrzymał odmowne pismo. Według jego treści, bezpodstawnie ubiegał się o odszkodowanie, a firma stwierdziła, że Pani Katarzyna nie widnieje w w ich ubezpieczeniu na życie. Jak relacjonuje Uwaga TVN, Pan Łukasz pierwsze kroki skierował do szpitala, dopytując się o powody niezrozumiałej odmowy. Sprawą zajął się prezes placówki, Przemysław Leśniewski, który skonsultował się z brokerem ubezpieczeniowym, obsługującym szpital.
Jego zdaniem jest to sytuacja nie do przyjęcia, deklaracja została podpisana. Szpital odprowadzał składki w imieniu ubezpieczonej. Towarzystwo nie odsyłało tych składek. De facto przyjęło to ubezpieczenie. Pani Kasia powinna być ubezpieczona - zaznacza, cytowany przez "Uwagę".
Polecany artykuł:
Znikające ubezpieczenie. Sprawę przejęła prokuratura, która nie stwierdziła znamion przestępstwa
Mijały miesiące, a ubezpieczyciel nie udzielał żadnych informacji. Pan Łukasz postanowił złożyć doniesienie do prokuratury, która podjęła śledztwo. Niedługo później postępowanie umorzono, bo nie dopatrzono się znamion przestępstwa.
Coś jednak było już wiadomo; z dokumentacji, której zażądał prokurator wynikało, że firma nie wypłaca pieniędzy, bo... we wniosku o ubezpieczenie pani Katarzyna nie zaznaczyła zgody na przetwarzanie danych osobowych o stanie swojego zdrowia.
Choć brzmi absurdalnie, bo taka zgoda była dobrowolna, skutkiem okazała się nieważność podpisanej i w całości opłaconej umowy. Zakreślony ptaszek miał więc pozbawić Pana Łukasza pieniędzy, które przez blisko rok były wpłacane na ubezpieczenie.
7 maja przyszło kolejne pismo, także odmowne. Ubezpieczyciel w dalszym ciągu nie widział podstaw do wypłacenia pieniędzy. Rzecznik towarzystwa ubezpieczeniowego, cytowany przez Uwaga TVN, odparł tylko, że ze względu na tajemnicę ubezpieczeniową, nie może komentować umowy i całej sytuacji. A ta zmieniła się... kilka dni później.
Zobacz też: Cierpice: Dla rodziny to był niewyobrażalny koszmar. Policjanci i służby ratunkowe nie zauważyły zwłok Marka
Bo na koncie Pana Łukasza nagle pojawiła się kwota 39 tysięcy złotych - dokładnie na taką kwotę opiewało ubezpieczenie. Jak to możliwe? Razem z pieniędzmi przyszło pismo. Firma poinformowała w nim, że poprzednia, odmowna decyzja była uzasadniona, ale wobec otrzymanych zapytań w tej sprawie, sytuację przeanalizowano raz jeszcze. To wystarczyło, żeby przelać należną kwotę.