Już po wyścigu numer jedenaście było wiadomo, że Get Well Toruń nie ma najmniejszych szans na zapunktowanie we Wrocławiu. Podopieczni Dariusza Śledzia byli od torunian lepsi niemal w każdym elemencie żużlowego rzemiosła. Podobnego zdania był właściciel klubu.
Delikatny optymizm mógł się utrzymywać jedynie po trzech biegach. 10:8 dla Betard Sparty można było uznać za rezultat, który daje nadzieje na dalszą część spotkania. Niestety - im dalej w las, tym gorzej. Bardzo słaby występ zaliczył Niels Kristian Iversen, kolejną wtopę na wyjeździe zapisał na swoim koncie Chris Holder, a młodzieżowcy w żadnym stopniu nie pomogli drużynie. - Mamy problemy z komunikacją. Potrzebny jest ktoś, kto to wszystko ogarnie - mówił przed kamerami nc+ sfrustrowany Norbert Kościuch, który został zmieniony po swoim pierwszym starcie.
Komentarz Przemysława Termińskiego jest wymowny. Oprócz Doyle'a możemy w zasadzie wyróżnić tylko Jacka Holdera, który mimo zer na koncie walczył jak lew. W ostatnim wyścigu młodszy z braci w efektownym stylu pokonał Taia Woffindena i wspólnie z byłym mistrzem świata zmniejszył rozmiary porażki.
Problemem Get Well Toruń są nie tylko wyniki. Atmosfera w zespole jest fatalna. Pretensje do menedżera ma Norbert Kościuch, a zmiany taktyczne w większości przypadków nie przynoszą punktów. Kolejne spotkanie ekipa Aniołów odjedzie 26 maja w Lublinie. Będzie to jeden z kluczowych meczów w walce o utrzymanie w PGE Ekstralidze.