Szersza publiczność usłyszała o Ryszardzie Kruku, gdy ukazały się jego filmy, takie jak chociażby „Taksówkarz”, czy „Republika. Narodziny legendy”. Teraz reżyser chce spróbować swoich sił w lokalnej polityce. Jak sam podkreśla, skupia się na dziedzinach, w których czuje się najpewniej.
Konrad Marzec, Super Express Toruń: Zdecydował się Pan kandydować do Rady Miasta Torunia, więc zakładam, że chce Pan coś zmienić w funkcjonowaniu miasta. Co przede wszystkim? Jakie są główne obszary, w których chce Pan działać?
Ryszard Kruk, lider Trzeciej Drogi w okręgu nr 1 w wyborach do Rady Miasta Torunia: Dziedzinami, w których czuję się mocno są kultura, turystyka, ale i ekologia, jestem przecież magistrem biologii na kierunku ekologicznym. Turystykę traktuję jako dział gospodarki. Z moich obserwacji wynika, że szeroko pojęte władze – nie chodzi mi tylko o urząd miasta, ale również Radę Miasta - uważają turystykę za samograj. To błąd. Mamy w kraju konkurencję i trzeba cały czas walczyć o utrzymanie wysokiej pozycji na rynku turystycznym. Nawet padło takie stwierdzenie na jednej z konferencji, że brakuje pieniędzy na promocję turystyki, ale czy ona tego potrzebuje?
A Pana zdaniem potrzebuje? Jeśli tak, to jakich działań?
W 2018 roku w liczbie noclegów Toruń został wyprzedzony przez Bydgoszcz. Mamy wielu zwiedzających, ale w dużej mierze jednodniowych. Z definicji turystą staje się ktoś, kto nocuje w danym miejscu. W tej akademickiej definicji jest dużo prawdy. Z punktu widzenia ekonomii taka osoba po prostu wydaje w takim miejscu więcej pieniędzy.
Czyli Pana celem jest zachęcenie większej liczby turystów do zostawania w Toruniu na dłużej?
Swego czasu poświęciłem godzinę na obserwację Domu Kopernika. Policzyłem, że na 10-15 wycieczek, do środka wchodzi tylko jedna. Tak wygląda 2-3 godzinne zwiedzanie miasta. Naszym celem, mówię również jako prezes Lokalnej Organizacji Turystycznej (LOT), jest zwiększenie długości pobytu w Toruniu i wykorzystanie mody na city breaki, czyli dwu, trzydniowe pobyty w poszczególnych miastach. Toruń jest do tego idealny.
Polecany artykuł:
Jakie ma Pan pomysły, które pomogłyby w realizacji tego celu?
1,5 roku temu wróciłem do roli prezesa Lokalnej Organizacji Turystycznej. Na promocję potrzeba środków finansowych. Wcześniej, przez 7 lat nikt nie pisał aplikacji konkursowych do projektów ministerialnych i unijnych. My, na bazie środków pozyskanych w konkursach w Ministerstwie Sportu i Turystyki stworzyliśmy Toruński Piernikowy Szlak Kulinarny – Smakuj Toruń. Nie chodzi tylko o pierniki, ale również o dania główne, które mają elementy piernikowe i kopernikańskie. Na tym szlaku są również flisacy, witrażyści. Będziemy dążyć do stworzenia i sprzedaży pakietów pobytowych. Turyści tego oczekują. Również zagraniczni.
Jak ich przekonać, żeby zostawali na dłużej?
Trzeba promować się w internecie, ale też jeździć na międzynarodowe targi takie jak Międzynarodowe Targi Turystyczne ITB Berlin. Muszą się znaleźć na to środki. Musimy obserwować rynek turystyczny, bo pojawiają się nowe trendy, np. w Toruniu i w Polsce jest coraz więcej turystów z Czech. Wzrosło zainteresowanie morzem, my jesteśmy po drodze. Brakuje mi szybkiej reakcji. My powinniśmy robić akcję promocyjną w Czechach! To już robi np. Bydgoszcz. Mamy toruńskie wyniki badań. Nie można powiedzieć „O! Jest 2 miliony turystów, jesteśmy zadowoleni”. Trzeba spojrzeć na statystyki, które podpowiedzą nam, w jakim kierunku powinniśmy iść.
W jaki sposób możemy te liczby zwiększyć? Jakie działania chce Pan podjąć?
Bywałem na różnych imprezach targowych, m.in. w Gdańsku. O co się pytają uczestnicy? „A ja już byłem w Toruniu dwa razy, co ja jeszcze mogę tam zrobić, oprócz przejścia starówką?”. Mamy też chociażby Bydgoskie Przedmieście…
Wejdę Panu w słowo. Czy uważa Pan, że potencjał innych dzielnic, obszarów poza starówką jest niewykorzystany?
Zdecydowanie tak. To jest jedna rzecz, a druga to oddolne działania, jak społeczny DomKultury! na Bydgoskim Przedmieściu, które są oparte na aktywności, społecznictwie. Tych ludzi możemy stracić…
Dlaczego?
Prowadząca wspominany DomKultury! jest już jedną nogą na Mazurach, bo tam zauważono, jak sprawnie pozyskuje środki. Ci ludzie będą odpływać z Torunia!
To jak ich zatrzymać?
Działając w Lokalnej Organizacji Turystycznej bierzemy udział w konkursach. Uważam, że miasto powinno zwiększyć kwoty na zadania realizowane przez organizacje pozarządowe. Mamy ogromne inwestycje, te potrzebne, jak chociażby Camerimage, ale niektórzy uważają, że to się odbywa kosztem mniejszych projektów. Środki są niewystarczające z wielu powodów, m.in. po pandemii koronawirusa, wzrosły koszty prądu, utrzymania obiektów. W Toruniu zapominamy o trzecim sektorze – o stowarzyszeniach, fundacjach, działaczach. Weźmy przykład Karty Miejskiej…
To dobry pomysł?
Oczywiście, taka karta powinna być, ale z Lokalną Organizacją Turystyczną, skupiającą 70 podmiotów, nikt o tej karcie nie rozmawiał. A powinien! Czytam, że mają tam być m.in. oferty hoteli. Kontakt z naszym stowarzyszeniem umożliwiłby projektującym to nowe rozwiązanie dotarcie do wielu przedstawicieli branży. Pozwoliłby na skonfrontowanie pomysłów z oczekiwaniami zarówno potencjalnych użytkowników karty, jak i dostawców treści. Kolejny przykład, to temat pawilonów na Bulwarze Filadelfijskim.
Ten temat wywołuje ogromne dyskusje. Powinny powstać? A jeśli tak, to czy w proponowanym miejscu i stanie?
Ktoś wymyślił, że jeden z nich jest w świetle Bramy Żeglarskiej. Przewodnicy mówią mi, że chodzą tamtędy z wycieczkami i wystarczyłoby go delikatnie przesunąć. Nie mówię tu już o architekturze, tylko o umiejscowieniu. Nie mówię, że słowa przewodników muszą być decydujące dla władz i Rady Miasta, ale brakuje dialogu, komunikacji. To jest bardzo ważne, bo można w prosty sposób uniknąć błędów. Sama inwestycja jest bardzo potrzebna, natomiast przez takie niby drobiazgi wywołuje kontrowersje. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że wszystkich się nie zadowoli.
Zatrzymajmy się na chwilę. Spytam Pana wprost – co Pan sądzi na temat kompleksu św. Ducha, odkrytego na Bulwarze Filadelfijskim. Jakie działania powinny zostać podjęte?
Tu się ściera wiele kwestii. Przeciwnicy samochodów chcą, aby tamtędy nie jeździły pojazdy. Z kolei dla osób prowadzących działalność na starówce byłoby to duże utrudnienie. Ten projekt był konsultowany, ale moim zdaniem miasto powinno się postarać, aby przy takiej inwestycji te konsultacje miały szerszy wymiar, aby brali w nich udział zarówno mieszkańcy, jak i fachowcy oraz by te głosy zostały uwzględnione.
I kto Pana zdaniem ma rację w temacie odkrytego na miejscu kompleksu?
To było do przewidzenia, że takie odkrycia będą dokonywane. Nie znam się na tyle, aby przesądzać, czy moglibyśmy tam zrobić atrakcję porównywalną z tą z krakowskiego rynku. Mam wątpliwości. Czy kompleks powinien zostać wyeksponowany, czy zasypany? Ciężko mi powiedzieć.
Czy Pana zdaniem kluczowe powinno być zdanie ekspertów, archeologów?
Na pewno powinni zostać wysłuchani, ale ostateczna decyzja jest w rękach prezydenta i radnych, wybieranych przez mieszkańców. W Krakowie fragment średniowiecznego miasta, odsłonięty przez archeologów w latach 2005-2010, został wyeksponowany w formie podziemnego muzeum. Taka forma zabezpieczenia wymaga jednak dużych środków.
Przejdźmy do drugiej dziedziny, którą Pan wskazał jako wiodącą, czyli kultury. Słyszeliśmy niejednokrotnie, że bliżej Panu do popierania projektu budowy ECF Camerimage, niż do krytykowania inwestycji. Proszę powiedzieć, jakie korzyści mogą płynąć dla przeciętnego mieszkańca Torunia. Jak mieszkańcy mogą zyskać na festiwalu Camerimage i powstaniu wielkiego studia?
ECFC pojawi się w Toruniu, ponieważ do grodu Kopernika wrócił festiwal Camerimage, będący w czołowej 50-tce najlepszych festiwali na świecie, a wśród operatorów niekwestionowany nr 1. Systematycznie uczestniczę w festiwalu, jestem przedstawicielem branży filmowej. Wiem, że inni nam tego festiwalu zazdroszczą.
Przejdźmy jednak do korzyści dla mieszkańców Torunia, niekoniecznie związanych z branżą filmową.
Widzę, że w sali CKK Jordanki część targowa festiwalu „dusi się”. Targi na poziomie światowym z udziałem takich firm, jak Sony czy Arri to jest biznes. Prezentacja najnowszych osiągnięć największych producentów sprzętu wymaga przestrzeni zarówno większej, jak i lepiej dostosowanej, dającej możliwość ekspozycji innowacyjnych rozwiązań, nowych technologii wprowadzanych na światowy rynek. Uczestnikami tych targów są tak poważni gracze, że wystawiające się tu firmy decydują, aby to właśnie w Toruniu odbywała się premiera nowego modelu obiektywu, kamery, oświetlenia lub oprogramowania. To daje nam potężny potencjał.
Chętnie poznam szczegóły, związane z tym potencjałem.
Ma powstać najnowocześniejsze studio w Europie. Twórcy festiwalu są w trudnej sytuacji, bo nie zawsze mogą mówić, z kim rozmawiają, ale jestem przekonany, że ustawi się kolejka chętnych do korzystania. Jest Netflix, produkcje serialowe, liczne stacje telewizyjne, mnóstwo kanałów. Jeżeli studio będzie zarabiało, to spokojnie utrzyma całe Centrum. Do tego kino IMAX, gdzie mieszkańcy będą mogli obejrzeć filmy w znakomitej jakości. O mieszkańcach Torunia nie wolno zapominać.
Co twórcy Camerimage i ekipa ECFC mogą im zaproponować?
Musi być współpraca ze szkołami z Torunia. Jest szansa na warsztaty dla szkół, od podstawowych po licea. Widzę potencjalną współpracę z UMK, powstanie szkoły filmowej w Toruniu. Jeżeli pojawiłaby się szkoła z takim zapleczem, kierunki operatorskie, reżyserskie, scenopisarstwo, filmoznawstwo, to widzę możliwość ściągnięcia do Torunia młodych twórców, chcących się rozwijać w branży filmowej. Takim ludziom można chociażby wynajmować mieszkania.
Pana zdaniem jest na nią szansa? Nie będzie tak, że Camerimage i projekty z nim związane nie będą wykańczać konkurencji?
Szansa jest ogromna! Studio to jest też post produkcja, montaż filmu, kolor korekta, robienie animacji, studio dźwiękowe. Muzycy pytają mnie, czy zespoły muzyczne będą mogły nagrywać materiał na płyty. Nie wierzę, że to będzie miejsce tylko dla elit. ECFC ma działać cały rok, również jako centrum nowych technologii. Może w Toruniu zadziałać „efekt Bilbao”.
Czyli?
Możemy stać się centrum przemysłów kreatywnych. Festiwal Camerimage i ECFC to nie tylko filmy. Inwestycje w nowe technologie przyniosą nowe miejsca pracy, ludzie będą zostawać w Toruniu i zwiększy się ich zamożność.
Trzynaście branż, z których składa się sektor kreatywny to: reklama, architektura, rynek sztuki i antyków, rzemiosło, design, moda, film, gry video, muzyka, sztuki performatywne, rynek wydawniczy, oprogramowanie oraz radio i telewizja.
Czyli chce Pan powiedzieć, że dzięki Camerimage więcej ludzi zostanie w Toruniu, np. po studiach?
Mam taką nadzieję. Dzięki ECFC mogą oni zyskać pracę w miejscu, gdzie wykorzystuje się najnowocześniejszy sprzęt, gdzie będą powstawać produkcje na poziomie światowym. Zakładam, że wokół ECFC powstanie mnóstwo miejsc pracy i firm kooperujących. Należy pamiętać, że już sam festiwal Camerimage sprowadza do Torunia mnóstwo gości. Hotele i restauracje na starówce mają dzięki temu większe obłożenie niż w wakacje. Wokół festiwalu odbywa się wiele wydarzeń, przy których mogą znaleźć zaangażowanie miejscowi artyści, DJ-e, muzycy. Festiwal trwa tydzień i daje tyle korzyści, więc efekt centrum działającego cały rok powinien być wielokrotnie większy.
A widzi Pan zagrożenia związane z rozwojem Camerimage i potęgi ECFC?
Warunkiem sukcesu jest dobre zarządzanie centrum. Nie mam jednak dużych obaw, ponieważ dobrze znam ekipę Marka Żydowicza. To zawodowcy mający dużo kontaktów w branży filmowej. Ostatnio byli na gali wręczenia Oscarów. Mieli po kilka spotkań dziennie, z bardzo ważnymi osobami. To przełoży się na konkretne korzyści dla Torunia.
Ściągną te "szychy" do Torunia?
Tak! Obecność gwiazd światowego formatu, wielkich producentów i wybitnych operatorów filmowych ma miejsce podczas każdej edycji festiwalu. Zakładam, że podobnie będzie wyglądało funkcjonowanie ECFC. Ekipa centrum mogłaby nawiązać współpracę ze szkołami średnimi w Toruniu.
Wyobraźmy sobie, że na kilka godzin przyjedzie do nich Willem Dafoe. Spotkanie z tej klasy aktorem może zmienić człowiekowi życie! To jest niepoliczalne. Z drugiej strony ci giganci wracają do siebie i mówią, że byli w Toruniu. I to również uważam za wielką wartość.
Wróćmy do pytania o konkurencję. Czy Camerimage nie jest zagrożeniem dla takich festiwali jak Tofifest, Watch Docs, czy innych związanych z kulturą?
Jako twórca filmowy mógłbym powiedzieć, że przybędzie mi konkurencja w postaci innych filmowców i stracę pieniądze na swoje projekty. Oczywiście, nic nie jest dane na zawsze, nie można do tego podchodzić tak, że coś mi się należy. Widzę, że ludzie związani festiwalami odbywającymi się w Toruniu, podobnie jak niezależni twórcy, mają obawy o swoją przyszłość, o możliwość kontynuowania wydarzeń, które rozwijają od wielu lat, o to czy zostanie dla nich tak przestrzeni, jak i niezbędnych środków finansowych.
Kluczowe będą więc warunki, na jakich ECFC będzie funkcjonować w Toruniu. Umowy, jakie miasto podpisało z Centrum. Ważne, żeby ECFC nie stało się zamkiem na szklanej górze, tylko żeby było otwarte dla mieszkańców. Nie chodzi mi tutaj o turystów, którzy zwiedzą ciekawe architektonicznie obiekty, muzeum Twin Peaks. Chodzi o to, aby centrum dawało mieszkańcom i działającym tu podmiotom, w tym twórcom, realne możliwości współpracy i rozwoju.
Załóżmy na moment, że udaje się Panu dostać do Rady Miasta Torunia. Proszę w skrócie opowiedzieć, o kluczowych kwestiach, od których pan zacznie. Takie podsumowanie tej rozmowy.
Mój główny cel jako radnego to równomierny rozwój wszystkich dzielnic miasta. Jeden z pomysłów zakłada wejście artystów z podwórka i w relacje z mieszkańcami. Sztuka trafi w tkankę poszczególnych toruńskich dzielnic nadwiślańskich. Chciałbym, żeby oferta kulturalna była bardziej dostępna poza starówką, w tym na Lewobrzeżu czy Bydgoskim Przedmieściu, Na Skarpie. Brakuje tam m.in. sal kinowych, gdzie można by przedstawiać ciekawe filmy, czy inne projekcje. Niezbędne jest utworzenie zespołu ds. wdrażania strategii kultury, w którym będą wypracowywane kierunki rozwoju toruńskiej kultury.
Zadbam o poprawę komunikacji miejskiej, ale również poprawę komunikacji pomiędzy mieszkańcami a urzędem. W Toruniu musimy rozwinąć sieć ścieżek rowerowych. Zależy mi na tym, aby dotarcie do pracy, szkoły, przychodni, ale i domu kultury czy fortyfikacji było możliwe w krótszym czasie i bardziej komfortowo niż obecnie, dla wszystkich mieszkańców, również tych spoza centrum. Musimy zrobić wszystko, aby toruńskie pierniki znalazły się na liście UNESCO. Polityka kulturalna i turystyczna musi się opierać na dialogu, z udziałem ekspertów w tych dziedzinach.
Kandyduję, ponieważ musimy zacząć wykorzystywać nasz potencjał do maksimum i doprowadzić do tego, aby młodzi ludzie chcieli przyjeżdżać do Torunia, a torunianie zostawać w mieście, pracować i zakładać rodziny. Takiego miasta chcę.