Doktor Maciej I-P. nie chciał z nami rozmawiać na temat swojej pracy dla gangu Lewatywy, a szkoda. Lewatywa to w końcu nie byle kto. Henryk L. to król bydgoskiego półświatka. Jego gang na przełomie wieków zajmował się wymuszeniami, czerpaniem korzyści handlem narkotyków. Jego konkurent Książę, który też chciał rządzić w Bydgoszczy chodzi bez dwóch nóg, które stracił pod tym, jak ktoś odpalił bombę pod jego samochodem. Zdaniem prokuratury Lewatywa i jego ludzie nie zabijają już ludzi. Pieniądze zarabiają w prostszy sposób. Pan Henryk ze swoimi ludźmi miał wyłudzić pond 20 milionów złotych dzięki karuzeli watowskiej.
Niedawno rozpoczął się proces w tej sprawie przed Sądem Okręgowym w Toruniu. Na ławie dla oskarżonych oprócz prostych ludzi - takich jak pan Henryk - zasiedli ekonomiści, i lekarze, którzy mieli wystawiać lewe zaświadczenia. Dzięki nim podejrzani nie mogli być przesłuchiwani. Proces Lewatywy się rozpoczął, a sprawa doktora Macieja I-P właśnie się zakończył.
Pan mecenas to nie byle kto w Toruniu. Jest adiunktem na jednej z toruńskich uczelni. Okręgowa Rada Adwokacka, której dziekanem jest jego ojciec powierzyła mu szkolenie aplikantów adwokackich.
Gdy Lewatywa siedział w areszcie, mecenas odwiedzał go co drugi dzień. To wzbudziło podejrzenie śledczych. Okazało się, że mecenas wnosi grypsy dla osadzonego. Najpierw Sąd Rejonowy w Chełmnie skazał mecenasa na 4 miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok tytułem próby. Po apelacji, Sąd Okręgowy w Toruniu podniósł mecenasowi karę do roku pozbawienia wolności. Wyrok jest prawomocny. Pan mecenas może wystąpić o kasację do Sądu Najwyższego.
Polecany artykuł:
Podcasty
Playlisty tematyczne
