Mamy relację!

Sprawdziliśmy, jak wygląda nocne życie Ciechocinka. Kuracjuszom puszczają wszelkie hamulce. Reportaż ze środka

2025-01-30 15:10

W Ciechocinku, który znany jest z uzdrowiskowego klimatu i spokoju, nocne życie wygląda zupełnie inaczej, niż mogłoby się wydawać. Okazuje się, że w stolicy kuracjuszy, pacjentom ośrodków puszczają wszelkie hamulce! Co tak naprawdę dzieje się po zmroku? To sprawdził nasz dziennikarz po zawale, który trafił do jednego z sanatoriów. W ośrodku spędził 28 dni i nie spodziewał się takich emocji.

Dziennikarz "Super Express" Mariusz Korzus ma 58 lat i pod koniec grudnia 2023 roku w Gdańsku przeszedł zawał serca w związku z czym na początku czerwca był operowany - ma bajpasy. Zgodnie z procedurami medycznymi, pacjentowi po operacji serca przysługuje poszpitalne sanatorium. Naszemu koledze zaproponowano Inowrocław i Ciechocinek. Oczywiście z pełną premedytacją wybrał Ciechocinek, by na własne oczy zobaczyć, jak wygląda życie w słynnym sanatorium. O tym, co się dzieje mieście, krążą różne legendy i nie ma co ukrywać -  nasz reporter "miał" szczęście - teraz ma co opowiadać.

Ciechocinek tętni życiem. Tak nocą bawią się kuracjusze!

Okazuje się, że w Ciechocinku nocne życie zaskakuje swoją dynamiką, jak na to, że mówimy o uzdrowisku. Gdy zapada zmrok, kuracjusze, którzy w ciągu dnia oddają się leczeniu, wieczorami przybierają całkowicie inne oblicze. Coś na ten temat wie nasz redakcyjny kolega Mariusz - co więc faktycznie działo się po terapiach?

Tego samego dnia co ja, turnus rozpoczął on. Prawdziwy "Maxi Kaz" - 70 lat i trzy zawały na koncie. Stenty w sercu. Już drugiego dnia zaczął balować i skończył ostatniego dnia turnusu. To on mnie wprowadził w nocne życie Ciechocinka. Najwidoczniej przypadliśmy sobie do gustu, bo już trzeciego dnia obudził mnie w nocy swoim pukaniem do drzwi mojego pokoju. Nie był sam, towarzyszyły mu dwie panie. Jak powiedział, jedna miała być dla mnie. Oczywiście przyszli z alkoholem. Panie po ok. 70 lat zastrzegały, że są niepijące, po czym gdy mój kolega wlewał im czysty alkohol do szklanek, to one wypijały je bez tzw. popitki. Nie wiedziałem, czy się śmiać z tego czy płakać. Udało mi się ich pozbyć z pokoju podstępem - mówi nasz dziennikarz.

Nie przeklinał, a dla kobiet był szarmancki. No nie dało się go nie lubić. Znały go wszystkie kelnerki w każdej restauracji, w której były dancingi. Mówił, że to jest jego ósmy pobyt i nie może doczekać się kolejnego - mówi Mariusz.

Co ciekawe, choć w sanatorium, w którym przebywał, obowiązywała cisza nocna, to według Mariusza niektórzy pacjenci zachowywali się niemalże jak małe dzieci.

Pielęgniarki około godz. 21 i przed 7 rano sprawdzały, czy jesteśmy w swoich pokojach. Mój przewodnik po Ciechocinku miał na to swój sposób - wracał do pokoju z tańców przed 21, a jak "odhaczył się" u pielęgniarek, wychodził z pokoju i ruszał w miasto, by zanurzyć się w nocnym życiu. To był jego żywioł. Wracał do pokoju przed 6 nad ranem. Takich, jak on było kilku. Nie robili tak tylko panowie, ale też panie - zdradza dziennikarz "Super Expressu".

Nasz redakcyjny kolega, także miał okazję być na kilku wieczornych potańcówkach, więc mamy informacje od najlepszego źródła!

Emerytowana policjantka. Była funkcjonariuszka jednej z Komend Wojewódzkich Policji. Lat 70, krucze włosy i brązowe oczy. Patrzy na mnie nimi, jakby chciała mnie zjeść. Trzepocze rzęsami i nagle mówi do mnie: "Czuję, że to są moje ostatnie podrygi. Czy ty jesteś tańczący?" - wspomina Mariusz Korzus.

To, że pije się w sanatorium, nie było dla mnie zaskoczeniem. Spodziewałem się, że starsi panowie będą wyposażeni w środki na potencję. Tak też było. Już po kilku dniach wszyscy wiedzieli, że dosłownie nieograniczoną ilość ma "Maxi Kaz" i ci, którzy jej potrzebowali, przychodzili do niego, a on za tabletki nie brał ani grosza. Dzielił się nimi za darmo. Najbardziej rozbawił mnie mężczyzna, który chodził do kościoła, miał żonę dzieci i też zgłosił się do "Maxi Kaza" w wiadomym celu. Nie wiem, kiedy chciał użyć preparatu. W domu czy też w Ciechocinku - zdradza nasz reporter.

Przebywając w Ciechocinku, Mariusza zaskoczyło wiele aspektów, a czymś, czego się w ogóle nie spodziewał była m.in. rewia mody, która rozpoczynała się po godzinie dwudziestej.

W życiu tylu kobiet nie widziałem w ubraniach od Coco Chanel. Torebki, buty. To był dla mnie szok. W sanatoriach to kobiety są bardziej zadbane. To nie jest tak, że wszyscy piją i wszyscy tylko balują. To niewielki procent pensjonariuszy, ale on rzuca się w oczy. Większość w Ciechocinku ratuje swoje zdrowie. Ja jestem bardzo zadowolony z pobytu i już myślę o turnusie w przyszłym roku - wyznaje dziennikarz.

Szampańska zabawa na potańcówkach. Gwiazdą była "Królowa Ciechocinka"

Tak jak wspominaliśmy, nasz redakcyjny kolega miał okazję być na kilku potańcówkach i z każdej takiej imprezy ma wyjątkowo ciekawe wspomnienia. Myśleliście, że emerytowana policjantka to coś wielkiego? Poczekajcie na tę historię!

Na dancingu w jednym z lokali w Ciechocinku wiało nudą do czasu, aż na sali majestatycznie niczym nieżyjąca już królowa Elżbieta pojawiła się seniorka, która rozkręciła zabawę na 100 procent.

Zachęcała siedzące przy stolikach samotne kobiety do tańca w kółeczku. Nasz dziennikarz na własne oczy widział, co na parkiecie robi "Królowa Ciechocinka", bowiem tak na panią Zdzisławę Sobczak trzeba mówić. Królowa ma 88 lat i mieszka w Trójmieście, a dokładnie w Gdyni, natomiast do Ciechocinka na turnusy rehabilitacyjne razem z mężem Henrykiem (78 l.) przyjeżdża od 15 lat.

Królowa zasiadła z mężem przy stoliku razem z parą znajomych. Przed nim kelnerka postawiła zieloną herbatę i wodę mineralną, a przed nią białą kawę i lampkę czerwonego wina. - Lekarz mi zalecił, żebym w tygodniu wypiła dwie lampki czerwonego wytrawnego wina. Więc wypijam dwie lampki czerwonego wytrawnego wina w tygodniu - wyznała naszemu dziennikarzowi.

Pani Zdzisława jest tak otwarta na ludzi, że nasz dziennikarz zapytał się, co robi, że ma tak doskonałą figurę.

Po prostu się nie objadam. Trzymam swoją wagę. Uwielbiam maślankę, zsiadłe mleko, owoce i warzywa. No i tańczyć - tak odpowiedziała na to pytanie. Pani Zdzisława musiała w wieku 82 lat pójść na operację bajpasów. Jej mąż ma tylko stenty. Kobieta jest również po operacji wszczepienia endoprotezy i po operacji usunięcia zaćmy. Mówi, że aby być szczęśliwym, trzeba kochać ludzi i się do wszystkich uśmiechać.

Ja chcę dożyć tylu lat i tak żyć, jak to małżeństwo z Gdyni. "Maxi Kaz" mówił mi, że najlepiej bawi się w Ciechocinku, że jeździł do Sopotu, Zakopanego, Kołobrzegu, ale nigdzie nie ma takiej atmosfery, jak tutaj - mówi nasz dziennikarz.

Ciechocinek bez wątpienia ma w sobie jakąś magię, jakiś urok. Nie wiemy, czy to powietrze tak podziałało na naszego dziennikarza, ale ten zapewnia, że do Ciechocinka pojedzie jeszcze nie raz.

Dajcie znać na naszych social mediach, czy wy mieliście okazję odwiedzić Ciechocinek.

Królowa turnusu z Sanatorium miłości wylądowała na wózku! Wyciekły zdjęcia
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki