Ewa P. usłyszała zarzut nieumyślnego narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło 19 września ubiegłego roku. Chłopiec wypadł z okna wieżowca, kiedy jego matka zjechała na dół wyrzucić śmieci. Wstępnie była mowa o kilkuminutowej nieobecności. Potem okazało się, że wyglądało to nieco inaczej.
W toku śledztwa przeprowadzono eksperyment procesowy - poinformował reporterkę Radia ESKA prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Toruniu. Czas konieczny do zjechania na dół i wyrzucenia śmieci to niespełna dwie i pół minuty, więc cała czynność nie powinna trwać dłużej niż 5 minut.
Kluczowe okazały się zeznania świadków, którzy widzieli chłopca w oknie i słyszeli wołania "Mama, mama!". Według nich, kobieta nie wracała do mieszkania przynajmniej przez 20 minut. W tym czasie była ze śmieciami, ale też spotkała się na parkingu ze znajomym w sprawie fotelika samochodowego, rozmawiali i palili papierosy.
Ewa P. nie przyznaje się do popełnienia zarzucanego jej czynu. Odpowiadała na pytania i złożyła wyjaśnienia. Teraz grozi jej kara grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do jednego roku.
Dodajmy, że chłopiec po upadku miał obrażenia wewnętrzne i liczne złamania, przez tydzień był w śpiączce farmakologicznej. Wielu torunian trzymało kciuki za jego powrót do zdrowia i lepszej formy - i tak powoli się dzieje. Olek przechodzi rehabilitację, a jego stan się poprawia. Jego wielkie marzenie spełnili strażacy. Przeczytacie o tym TUTAJ.