„Mama 24 godziny”. Tak Agnieszka S. (28 l.) napisała o sobie w sieci. Oprócz Nikosia urodziła jeszcze dwoje dzieci – Sebastiana (12 l.) i Nikolę (7 l.). Mieli wyjątkowego pecha, bo ich mama często zmieniała partnerów. Nie dalej jak przed miesiącem zaręczyła się z kolejnym – Pawłem K.
- Ona tutaj mieszka od roku. Słabo ją znam. Ostatnio widywałam ją z młodym mężczyzną. Ale on wprowadził się do niej niedawno – mówi sąsiadka Agnieszki S., mieszkanka domu przy ul. Chopina we Włocławku.
Właśnie sąsiedzi sygnalizowali, że w lokalu na parterze źle się dzieje. Często słyszeli dochodzące stamtąd krzyki. Ale i bez tych sygnałów rodziną interesowała się opieka społeczna, bo Agnieszka S. utrzymywała się z zasiłków, a prawa rodzicielskie miała ograniczone. Dlaczego jednak nikt w porę nie dostrzegł dramatu Nikosia? Przecież chłopczyk był dzień w dzień katowany przez „nowego tatusia”, a i matka nie żałowała ręki.
We wtorek o godzinie 12:00 świeżo upieczeni narzeczeni wezwali pogotowie. - Dziecko spadło ze schodów i nie oddycha – usłyszał dyspozytor. Ale lekarzowi wystarczył rzut oka, żeby odkryć straszna prawdę. Chłopiec był jednym wielkim siniakiem. Był bity. I to nie trwało jeden dzień czy tydzień, ale znacznie dłużej.
Paweł K., krótko ostrzyżony, wytatuowany osiłek, nie krył przed śledczymi swoich metod wychowawczych. - Ja go tylko dyscyplinowałem. Stawiałem do pionu, jak mi dzieciątko pyskowało – wyznał. To stawianie do pionu odbywało się ręcznie.
Śledczy postawili Pawłowi K. zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, które skutkowało śmiercią. Matce – znęcanie się nad synkiem ze szczególnym okrucieństwem. Jemu grozi dożywocie, jej do 10 lat więzienia.