Tajemnicza śmierć Tomasza L. w Toruniu. Co się stało podczas policyjnej interwencji?
Jako pierwszy o sprawie poinformował portal Toruń Nasze Miasto. Według relacji dziennikarzy, 36-letni Tomasz L. z Chełmży wyszedł z hotelu przy ul. Szumana w Toruniu w nocy z 30 na 31 stycznia. Mężczyzna miał być pobudzony i biegać po mieście z bronią hukową. Na miejsce wysłano policję i pogotowie. Mundurowi po trwających kilka minut poszukiwaniach, natrafili na mężczyznę, który jednak nie stosował się do ich poleceń. Wtedy użyto środków przymusu bezpośrednio. Policjantom pomogli też pracownicy ochrony. Zgodnie z wyjaśnieniami portalu, 36-latek zaczął tracić przytomność podczas opatrywania przez załogę pogotowia ratunkowego. Na miejscu rozpoczęto resuscytację, po czym przewieziono go do szpitala.
Zobacz: Makabryczne odkrycie w Lubiczu koło Torunia. W mieszkaniu były zwłoki!
Mężczyzna przez dwa tygodnie był w śpiączce, jednak na ratunek było za późno. Tomasz L. zmarł 14 lutego.
- Czegokolwiek by mój brat nie zrobił, nic nie usprawiedliwia takiej brutalności policji. Oczekujemy uczciwego wyjaśnienia sprawy i wyciągnięcia konsekwencji - mówi serwisowi torun.naszemiasto.pl pani Agnieszka, siostra zmarłego.
Tragiczna śmierć 36-latka. Rodzina zmarłego mówi o brutalności policji
Jak informuje toruński portal, Tomasz L. osierocił dwójkę dzieci. Jego siostra podkreśla, że "może nie był aniołem, ale był człowiekiem". W szpitalu uzyskała informację, iż u brata stwierdzono uraz rdzenia kręgowego, krwiaki w mózgu i poparzenia na rękach od paralizatora.
Sprawą śmierci mężczyzny zajmuje się toruńska prokuratura.