Toruńscy motorniczy są wściekli. Nie dość, że ich praca do lekkich nie należy, to jeszcze za nią będą otrzymywać mniejsze wynagrodzenie.
- Podobno komunikacją miejską jeździ mniej pasażerów. Może miesiąc temu tak było, ale teraz jeździ tyle samo co zwykle – mówi nam jeden z toruńskich motorniczych. – Z tego powodu zmniejszono nam wynagrodzenie o 20 procent. Nie wprost, tylko zmniejszono nam ilość godzin pracy – dodaje.
ZOBACZ: Toruń: W autobusach czysto jak nigdy! Wszystko przez KORONAWIRUSA [ZDJĘCIA]
Nie to jednak najbardziej boli toruńskiego motorniczego.
- Dyrekcja nie obniżyła sobie wynagrodzenia jednak ani o złotówkę – mówi nasz rozmówca.
Nasi dziennikarze nie mogli w to uwierzyć, że w miejskiej spółce tak dzieli się pracowników. Dlatego poprosiliśmy Sylwię Derengowską, rzecznika prasowego MZK, o wyjaśnienia w tej sprawie.
- Pandemia znacznie ograniczyła liczbę pasażerów w toruńskiej komunikacji miejskiej. Trzeba pamiętać, że znaczącą cześć naszych podróżnych stanowią dzieci i młodzież szkolna oraz studenci, którzy, z racji wprowadzenia nauki zdalnej nie korzystali z komunikacji. Podobnie rzecz miała się z osobami, które pracowały zdalnie. Tym samym w tych miesiącach zmalało zapotrzebowanie na przewozy. W Toruniu zmalała zwłaszcza praca przewozowa w komunikacji tramwajowej. W związku z tym, aby utrzymać zatrudnienie w grupie motorniczych, w porozumieniu z zakładowymi organizacjami związkowymi, w czerwcu, lipcu i sierpniu zastosowano w tej grupie obniżenie wymiaru czasu pracy o 20 procent – czytamy w piśmie pani Derengowskiej.
Polecany artykuł: