- Niebiescy przewieźli mnie do Świecia. Zostawili mnie u pielęgniarek. Zamknęły się drzwi. Panie nie wiedziały co mają ze mną zrobić, bo dałem dzidę. One nie miały prawa mnie zatrzymać. Ja sobie wyszedłem z tego oddziału, zjadłem coś i wróciłem do Torunia. Jak nie będę chciał pójść na odwyk, to nie pójdę - mówi Sławomir Wałęsa. Przypomnijmy - w poniedziałek (5 grudnia 2022 r.) po godzinie szóstej nad ranem, policja przyszła po Sławomira Wałęsę. Syn prezydenta Wałęsy został przewieziony przez funkcjonariuszy na zamknięty oddział w szpitalu w Świeciu. Na nim miał się poddać przymusowej terapii odwykowej od alkoholu. Policjanci działali na polecenie prawomocnych postanowień sądowych.
Sławomir Wałęsa relacjonuje przyjście policji
- Przyszli po mnie - usłyszał nasz dziennikarz przez telefon, gdy odebrał telefon w poniedziałek (5 grudnia 2022 r.) o godzinie 7:07. - Kto przyszedł? - dopytaliśmy. - Policja po mnie przyszła. Miałem was poinformować, jak przyjdą po mnie, by mnie zabrać na odwyk, to was informuje. Policjanci są mil. Zostawili mi telefon. Pozwolili ubrać skarpetki - relacjonuje Sławomir Wałęsa.
- Byłem na dwóch odwykach. One nie mają żadnego sensu. Na nich wmawiano mi jakim jestem gnojem i jak krzywdziłem bliskich. Ja za takiego się nie uważam. Mój problem z alkoholem rozpoczął się od tego, że byłem nieśmiały. Po wypiciu alkoholu stawałem się odważniejszy. Byłem królem towarzystwa. Nie pójdę na terapię, która mi nic nie da. W Polsce nie ma takiego prawa, aby kogoś zmusić do przymusowego leczenia odwykowego wbrew jego woli - przekonuje naszego dziennikarza Sławomir Wałęsa.
Sławomir Wałęsa nie chce mieć kontaktu ze swoją rodziną. To rodzeństwo skierowało do sądu wniosek o umieszczenie go na przymusowym odwyku.