Wojtuś leży w szpitalu. Przez całą niedzielę przy jego łóżku nie było nikogo. Interesowała się nim tylko mama chłopca leżącego na łóżku obok. Tatuś trzeźwiał w policyjnej izbie zatrzymań. Mama zostawiła go i pojechała zająć się jego rodzeństwem. Wojtek w nocy z soboty na niedzielę miał operację. Lekarze w ten sposób nastawiali mu połamane kości prawego uda.
- Tatuś złamał mi nogę - mówi Wojtek gdy zapytaliśmy go co się stało
Po tych słowach odwrócił głowę w drugą stronę. Tak jakby się wstydził. Na jego ustach pojawia się grymas bólu. Widać, że zaciska zęby. Zaczyna płakać. Płacze. Na te łzy nie można patrzeć obojętnie wiedząc co spotkało chłopca. Za każdą jego łzę powinien być rok więzienia.
Jego mama Liliana (35-l) przyniosła go na rękach do szpitala we Włocławku (kujawsko-pomorskie). Okazało się, że 7-letni Wojtek miał złamaną nóżkę. Jego brat o rok młodszy Radosław, który mógł chodzić - miał złamaną rękę. Lekarze podejrzewali, że dzieci padły ofiarą przemocy domowej.
Okazało się, że czwórką pozostałych dzieci opiekuje się w domu pijany jak bela tatuś, który ma we krwi 2,4 promila alkoholu. Policjanci zabrali go do siebie na komendę a wszystkie pozostałe dzieci trafiły do szpitala na obserwację.
- On jednemu wykręcił rękę tak, że mu ją złamał, a drugim rzucił o ścianę - mówi nam jeden ze śledczych z Włocławka
Sławomirowi S., prokuratura postawiła zarzut znęcania się nad rodziną ze szczególnym okrucieństwem i skierowała wniosek o jego tymczasowy areszt. Za to co robił grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności. Sławomir S., przyznał się do winy.