Zakończył się proces lustracyjny księdza z Włocławka. "Boli, że donosili na mnie inni"
- Umieszczenie mnie w inwentarzu IPN jako tajnego współpracownika o pseudonimie "Soplica" odebrałem jako potwarz. Wyrok sądu cieszy, ale wszystko to kosztowało mnie wiele zdrowia, nerwów i pieniędzy na adwokatów - powiedział w rozmowie z "Nowościami" ksiądz z Włocławka, który sam wystąpił o proces lustracyjny.
Wyrok Sądu Okręgowego w Toruniu miał miejsce w czwartek (24 września 2020 roku). Duchowny, który prosił dziennik toruński o nie podawanie jego nazwiska przyznał, że całe nieszczęście zaczęło się od wypadku z połowy lat 80..
Czytaj także: Koronawirus na Śląsku: Kolędy nie będzie! Ksiądz nie odwiedzi domów przez pandemię
- W połowie lat 80., jako młody ksiądz, przyszedłem do pracy w kurii. Pod jej siedzibą był wypadek samochodowy. Zgłaszałem go milicji. Potem byłem wezwany na posterunek. Tę sytuację wykorzystano, by "stworzyć" ze mnie TW - powiedział duchowny w rozmowie z dziennikarką "Nowości".
Szokiem dla kapłana była zawartość teczki. Dowiedział się, że donosili na niego... inni księża. Zarzucali mu m.in. słabość do płci przeciwnej i bogactwo jego rodziców. Wyrok Sądu Okręgowego w Toruniu oczyszcza duchownego z zarzutów, choć prokuratura IPN może się od niego odwołać do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Wydaje się jednak, że po tym wyroku mężczyzna może odetchnąć. Na takie rozstrzygnięcie - jak sam przyznaje - czekał od 2018 roku. To właśnie wtedy pojawiły się uwagi związane z jego domniemaną współpracą z esbecją.
Jeżeli byliście świadkami wypadku bądź niepokojącego zdarzenia w regionie - pożaru, stłuczki itd., dajcie nam znać! Ostrzeżemy innych i ułatwimy komunikację. Zapraszamy również w razie jakichkolwiek problemów/pytań. Czekamy na naszym Facebooku oraz na mailu - [email protected].
Polecany artykuł: