Cykl "Gabinet Prezesa" przygotował dziennikarz stacji Eleven Sports, Marcin Musiał. Przepytuje on wszystkich, zarządzających klubami żużlowej PGE Ekstraligi. W siódmym odcinku pojawił się wątek toruński, ale padło nie na prezes Ilonę Termińską, tylko na właściciela, Przemysława Termińskiego. Kibice i obserwatorzy speedwaya usłyszeli, że kandydat Trzeciej Drogi w wyborach samorządowych 2024 nie angażuje się znacząco w bieżące zarządzanie Klubem Sportowym Toruń, zostawia to żonie, Joannie Sikorskiej i Piotrowi Baronowi. W rozmowie pojawił się również wątek organizacji w Toruniu rundy cyklu Speedway Grand Prix, czyli indywidualnych mistrzostw świata. Termiński zdradził, że jego ekipa rozważała zaangażowanie się w przygotowanie turnieju w dalekim Nagyhalasz na Węgrzech.
Dalszy ciąg materiału znajdziecie pod galerią ze zdjęciami z Motoareny
Żużel. Przemysław Termiński ciekawie o budżecie KS Toruń. Deklaracja w sprawie Grand Prix
Termiński nie gryzł się w język podczas tego wywiadu. Właściciel KS Toruń stwierdził, że gdyby dostał 30% wsparcia do budżetu ze Spółek Skarbu Państwa, to prawdopodobnie nie wiedziałby, co robić z takimi pieniędzmi. - Niektóre kluby oczekują, że będą dwa komplety kevlarów, na mecze domowe i wyjazdowe. To jest wydatek rzędu kilkuset tysięcy złotych - wskazał Przemysław Termiński.
Działacz dodał, że poszukiwania sponsora tytularnego dla zespołu nadal trwają, choć początek sezonu 2024 PGE Ekstraligi na pewno będzie pod nazwą KS Apator Toruń. Ciekawy był również wątek dotyczący turnieju SGP w Toruniu.
- U nas wpływy z Grand Prix to duża część budżetu. Stanowią więcej niż 10% - zdradził Termiński. - Negocjujemy z Discovery nową umowę, aby utrzymać Grand Prix w Toruniu, ale nic za wszelką cenę - doda. Władze klubu z Torunia są gotowi organizować nawet rundę SGP na Węgrzech, jeśli udałoby się przy tym "zachować" zawody na Motoarenie.
Termiński dodał, że wzrastają pieniądze z kontraktu medialnego, ale jednocześnie klub zmaga się z wyższymi kosztami i ma problem, aby zmieścić się w budżecie na poziomie 22 milionów złotych. Stwierdził, że problemem jest tzw. "szkolenie na sztukę", które pochłania konkretne koszty i nie przynosi oczekiwanych efektów.
Właściciel toruńskiego klubu przyznał bez ogródek, że poza nim nie ma chętnych, którzy chcieliby "przejąć" klub, a on sam dopłaca do działania KS Toruń. Swoją żonę nazwał "osobą do zadań specjalnych" i stwierdził, że zazdrości jej konsekwencji w podejmowanych działaniach.
Cały odcinek "Gabinetu Prezesa" z Przemysławem Termińskim znajdziecie pod artykułem
Polecany artykuł: