Kat i ofiara znali się. Wszystko zaczęło się od kłótni, bo kobieta chciała od niego odejść. Wcześniej informowała też znajomych o wyjeździe do swojej koleżanki do Grudziądza. To nie spodobało się Adrianowi K. W nocy z 6 na 7 czerwca, w opuszczonym budynku przywiązał partnerkę do krzesła, torturował, pobił, potem zgwałcił.
To nie koniec udręki kobiety. Oprawca przypalał jeszcze jej ciało papierosem i zapalniczką, bił po głowie, zadawał ciosy śrubokrętem w okolice serca i groził śmiercią. Wszystko trwało wiele godzin. Cudem udało się jej wykorzystać chwilową nieuwagę kata i uciec przez piwniczne okno. Pomocy udzielił przypadkowy mężczyzna. Później kobieta długo przebywała w szpitalu. Doznała licznych i ciężkich obrażeń ciała, między innymi złamań i pęknięć.
Polecany artykuł:
- Z ustaleń śledztwa wynika, że Adrian K. zamierzonego celu nie osiągnął wyłącznie z uwagi na udzieloną kobiecie niezwłocznie pomoc lekarską. Charakter obrażeń wskazywał, że podejrzany działał z dużą siłą i agresywnością, jednocześnie kierując swe ciosy w narządy i części ciała pokrzywdzonej, mające decydujące znaczenie z punktu widzenia funkcji życiowych organizmu - informuje Andrzej Kukawski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
Po zatrzymaniu mężczyzna początkowo nie przyznawał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Dopiero potem złożył wyjaśnienia, ale przedstawiał korzystną dla siebie wersję wydarzeń. Wówczas sąd aresztował go tymczasowo na trzy miesiące.
Teraz grozi mu nawet kara dożywocia. Działał bowiem w warunkach recydywy. Adrian K. wcześniej odsiedział już kilka lat w więzieniu. Był trzykrotnie karany za przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu oraz rodzinie i opiece.
Prokuratura skierowała w tym tygodniu akt oskarżenia do Sądu Okręgowego w Toruniu.